niedziela, 14 września 2025

Light move festival

Cześć,

Jeśli jeszcze o tym nie słyszeliście, poczekajcie chwilę, przeczytajcie kilka zdań i może zachęcę was do zobaczenia na żywo Light Move Festival 😉 Jest to coroczne wydarzenia w Łodzi (i nie tylko). Polega głównie na animacjach świetlnych w różnych punktach miasta. W Łodzi szczególnie fajnie to wypadło ponieważ, przez całe centrum rozciąga się ulica Piotrkowska. I to głównie na niej są wcześniej wspomniane punkty. Do tego zawsze jest sporo ciekawych foodtraków i innych ulicznych atrakcji. Nie wspominając oczywiście o całej Piotrkowskiej, na której rozciągają się wszystkie najciekawsze restauracje w Łodzi.

Co roku pomysł na całość jest trochę inny, są dodawne/zmienane dodatkowe punkty. Oprócz Piotrkowskiej w zeszłym roku był np. Pałac Poznańskiego czy Park Staromiejski. I muszę przyznać, że w tych dwóch miejscach inscenizacje były najfajniejsze! Pałac był na prawdę niesamowicie dopracowany. Cała animacja trwa zazwyczaj kilka minut. Potem kilka minut przerwy i ponownie jest załączana. Organizatorzy przygotowują oczywiście fajną mapkę aby móc wiedzieć gdzie co jest. No ale po co tyle pisać... zapraszam na zdjęcia!

Rok temu było na prawdę świetnie. W tym roku raczej nie będę ze względu na przygotowania ślubne... ale za rok nie odpuszczę. A wy byliście na Light Move Festival?

Do zobaczenia!

Angelika

środa, 10 września 2025

Wyniki rozdania!

 

Cześć,

Kochani, na początek muszę was przeprosić za opóźnienie z wynikami. Na końcówkę tego okresu przypadł moment gdy wracałam z wakacji/panieńskiego a weekend miałam bardzo aktywny. Po weekendzie nie miałam myszki do laptopa... więc tak oto powoli musiałam wszystko sprawdzić i opisać ;) A uwierzcie mi, ten post nie powstał w ciągu 5 minut na kolanach...

Tak jak pisałam w poście konkursowym, każdy uczestnik może się zareklamować w kilku zdaniach. Kto tego nie zrobił, pozwoliłam sobie sama napisać kilka zdań oraz zostawić link do uczestniczek ;)


Agata Zienkiewicz 

Zacznę od pięknego cytatu, który możecie znaleźć u Agaty na blogu "Jeśli chcesz iść do lasu wyłącz wifi tam z pewnością znajdziesz inne połączenie". Piękne kadry zieleni, trochę prywatny i wiele cenny porad ogrodowych! To przede wszystkim ogrodniczy dziennik – autorka dzieli się swoimi doświadczeniami, poradami i obserwacjami dotyczącymi pielęgnacji roślin w swoim ogrodzie, często także w doniczkach. Przykładem są wpisy o kulach nawadniających stosowanych w upały czy o pielęgnacji hortensji i traw ozdobnych. Jeśli coś wpadło w wasze gusta, zapraszam serdecznie!



Kasia Dudziak

Kasie obserwuję już od bardzo dawna. Zresztą sama również prowadzi bloga ponad 10 lat! Kasi blog jest pełen pasji i refleksji, w którymdzieli się swoją miłością do gór, fotografii, muzyki, podróży i literatury. Na swoim blogu prowadzi cykle poświęcone sztuce – jak choćby serię o japońskim drzeworytniku Kawase Hasui, łącząc wnikliwe opisy z fascynującymi ilustracjami. Serdecznie zapraszam!



R. A. Ciężka

Jak sama Sady pisze "Poruszane na tym blogu tematy są nie tylko powiązane z książkami, jakie aktualnie czytam, ale także z moją własną, która ukaże się niebawem." "Sek(s)ta" - "W mojej książce również można nauczyć się magii, choć w dużej mierze wszystko zależy od tego, w co uwierzymy. A nawet jeśli twardo stąpamy po ziemi to magia muzyki i prawdziwej przyjaźni może oczarować każdego." Serdecznie polecam wam zajrzeć na jej bloga! 
Muszę wspomnieć również o jej drugiej pasji i drugim blogu czyli o Pracowni Kotołaka. To co tam tworzy jest na prawdę świetne. Chciałabym mieć też takie zdolności ♥ Zazdroszczę ;)


Szczerze? Jest mi smutno. Mocno wierzyłam, że blogi mają swoją moc, swoich uczestników, czytelników. A autorzy blogów są równie dobrymi czytelnikami jak i autorami bo sami wiedzą jak to jest. O czym mówię? O poście konkursowym wspomniałam przy okazji pisania komentarza na waszych blogach... Na ponad 100 blogach. Z tego wróciło do mnie około 20 osób. A zaledwie 3 osoby wzięły udział w konkursie, który realnie mógł podreperować wasz budżet lub zafundować super kawę. Czytając ostatnio książkę o relacjach ludzkich, ta sytuacja w 100% potwierdza tezy z tej książki: ludzie chcą być tylko wysłuchani, adorowani i aby ICH zdanie było usłyszane. Do tego mało osób jest chętnych realnie coś zrobić poza suchym napisaniem "gratulacje". I wiem, że strzelam sobie teraz w kolano a może nawet i w serce... ale widzę tą tendencję już od wielu miesięcy jak nie lat. Komentujący nie czytają postów. Wchodzą tylko napisać "super, zapraszam do mnie"🙃 Na koniec tylko dodam, ciekawe czy tym razem więcej osób to przeczyta i się chociażby oburzy. W sumie na to liczę, aby los jednak udowodnił, że ubzdurałam sobie to wszystko w tym akapicie.

I niestety tym samym nikt nie wygrywa konkursu. Było wymagane 10 osób w regulaminie. Nawet w ilości losów nie ma 10 sztuk... Przykro mi. Tym samym wiem, że kolejny taki konkurs po prostu nie powstanie. 

Kwota, która była przeznaczona na wygraną, przekazuję na zbiórkę. Wchodząc na stronie siepomaga, niestety większość ogłoszeń to dzieci... Jest mi żal dzieci ale wciąż mam w głowie kobietę z mojej okolicy, jakieś 36 lat, trójka dzieci i rak. Wpłaciłam co mogłam. I wiecie co? Zmarła a zbiórka nie osiągnęła nawet 5 czy 10% bo niestety nie była małym słodkim dzieckiem :/ A w moim sercu wciąż jest. Dlatego idąc tym samym tropem, zostawię coś komuś kto nie jest pierwszym typem osób wspierających. Was również zachęcam o wpłacenie symbolicznego 5 zł. 



"Mam na imię Agata. Mam 43 lata i jestem mamą dziewięcioletniego chłopca. [...] W kwietniu usłyszałam diagnozę, która zmieniła wszystko: rak piersi z przerzutami do kręgosłupa. [...] To bardzo kosztowne leczenie – nierefundowane, nowoczesne, dostępne tylko w wybranych klinikach. Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy. Sprzedaliśmy, co się dało, pomogła rodzina, znajomi, sąsiedzi. Ale nasze środki się kończą. A czasu nie mamy zbyt wiele. Dlatego proszę – jako mama i jako człowiek, który chce żyć – pomóż mi dokończyć leczenie. Walczę dla mojego syna, dla jego uśmiechu. Dla jego spokojnego dzieciństwa. Dla wspólnych śniadań, powrotów ze szkoły, wakacji, które jeszcze nie przeżyliśmy. Chcę być przy nim, gdy będzie stawiał swoje pierwsze dorosłe kroki. Chcę żyć. Dla niego. Dziękuję Ci za każdą pomoc. Za każde udostępnienie, każdą złotówkę, każdą dobrą myśl.
Agata"


Do zobaczenia,

Angelika Rydczak

niedziela, 31 sierpnia 2025

Ślub mojej przyjaciółki!

 

Cześć!
Wspominałam wam kilka postów do tyłu o panieńskim mojej przyjaciółki. Przyszedł szybko czas również na jej ślub! Oczywiście piszę to po fakcie i nie wierzę również, że minęło już 2 tygodnie! 

W życiu każdej z nas są momenty, które zatrzymują czas. Takie, które odciska się w sercu głębiej niż inne – i do których wracamy myślami z uśmiechem i wzruszeniem. Dla mnie takim momentem był ślub mojej przyjaciółki.

Pamiętam, jak jeszcze niedawno siedziałyśmy przy kawie, rozmawiając o marzeniach, o miłości, o przyszłości. Nagle okazało się, że te wszystkie plany stają się rzeczywistością. Widziałam, jak zmieniała się z dziewczyny w kobietę gotową na nowy etap – i kiedy nadszedł ten dzień, serce biło mi szybciej, jakbym to ja miała stanąć na ślubnym kobiercu. Fakt, stałam bardzo blisko ;)

Chwila, kiedy zobaczyłam ją w sukni ślubnej, była nie do opisania. Wyglądała pięknie – nie tylko dzięki delikatnej koronce i subtelnemu makijażowi, ale przede wszystkim dlatego, że promieniała szczęściem. To spojrzenie, pełne spokoju i miłości, było najpiękniejszą ozdobą, jaką mogła mieć. Niżej możecie to zobaczyć na zdjęciu z tatą. Jest to jedno z moich ulubionych zdjęć ♥


Podczas ceremonii trudno było powstrzymać łzy. Każde słowo przysięgi brzmiało jak coś więcej niż tylko tradycja – jak obietnica na całe życie, składana z głębi serca. Patrząc na nich, miałam poczucie, że jestem świadkiem czegoś wyjątkowego – czystej, szczerej miłości.

Przyjęcie weselne było pełne radości, tańca i śmiechu. Ale najbardziej zapamiętam drobne momenty: to, jak on trzymał ją za rękę nawet w tłumie gości, jak ona co chwilę zerkała na niego z uśmiechem, i to, jak ich bliskość udzielała się wszystkim wokół.

Dziś, gdy myślę o tym dniu, czuję ogromną wdzięczność. Za to, że mogłam być cóż obok, że mogłam wspólnie przeżywać te chwile i że moja przyjaciółka znalazła swoje szczęście. To było coś więcej niż ślub – to był początek pięknej drogi, którą będę mogła obserwować z boku, kibicując jej na każdym kroku.

Dużo szczęścia i miłości dla Leny i Piotra ♥

Do zobaczenia.
Angelika

poniedziałek, 25 sierpnia 2025

Konkurs na 10 urodziny bloga!

Cześć kochani!
Dzisiaj mija 10 lat odkąd prowadzę bloga Wildfiret! Nie mogę w to uwierzyć. Czas płynie jak szalony. Mam wrażenie jakbym pisała pierwszy post może z rok temu ;)

No ale przejdźmy do tego co ja dla was mam! Jak zaczynałam blogowanie to candy/rozdania były na porządku dziennym i można było wygrać na prawdę fajne rzeczy. Sfera blogowa również na tym świetnie korzystała, ponieważ rozdania fajnie ożywiały komentarze. Chcę do tego powrócić!

Długo zastanawiałam się co mogę podarować osobie, która wygra. Jeszcze kilka lat temu dużo interesowałam się kosmetykami. Jednak ciężko skompletować taki box aby pasował do każdej cery w każdym wieku. Drugi temat to podróże. Tutaj nie chciałam dawać żadnej zapchajdziury w postaci kubka termicznego, który zazwyczaj każdy już ma. Ostatni temat to lifestyle. I w tym kierunku poszłam. Co każdy lubi najbardziej? Pieniądze! Oczywiście trochę z przymrużeniem oka ;) Heheh. Ale tak, jako nagroda będzie bon do wybranego sklepu online w kwocie 200 zł. Myślę, że każda osoba która wygra będzie zadowolona i według własnego gustu coś sobie kupi ♥ 

ZASADY

1.Zostaw komentarz z chęcią wzięcia udziału.

2.Musisz być obserwatorem bloga.

3.Na swoim blogu na pasku bocznym lub na dole, musisz opublikować zdjęcie z linkiem do tego postu. (Zdjęcie powyżej nad hasłem "zasady"). Jeśli nie chcesz publikować na pasku bocznym, można zamienić na publikację w osobnym poście.

4.Dodatkowy los można uzyskać poprzez obserwowanie mnie na instagramie @angelika_rydczak. Jeśli to zrobisz lub już obserwujesz, podaj w komentarzu swoją nazwę z instagrama.

Punkty 1,2,3 są obowiązkowe. 4 opcjonalny.

5.Udział możecie brać od dnia publikacji tego posta do 4 września do 23:59.


WYNIKI i zasady ogólne
1.Wyniki zostaną opublikowane na blogu dnia 7 września 2025 roku.

2.Zwycięzca zostanie wyłowiony poprzez losowanie. 

3.Autorka bloga Wildfiret nie wpływa na ilość losów oraz na wybór zwycięzcy.

4.Aby wziąć udział musisz mieć ukończone 18 lat.

5.Bon zostanie przekazany na wskazany email, który poda zwycięzca.

6.Organizatorka rozdania zastrzega sobie prawo do anulowania rozdania w momencie gdy nie będzie minimalnie 10 zgłoszeń. (10 poprawnych zgłoszeń w komentarzach)

Przy wynikach konkursu powstanie również post z listą osób biorących udział w konkursie, w którym w 4 zdaniach możecie zareklamować swojego bloga. Tak więc przy komentarzu zgłoszeniowym możecie pozostawić link i 4 zdania o blogu/o was ;) Myślę, że to będzie fajna forma reklamy i możliwość poznania nowych twórców! Dodatkowo każdy będzie miał mini wygraną - mini reklamę.

I tyle :D Życzę wam miłej zabawy! Mam nadzieję, że konkurs wam się podoba. 
Do zobaczenia!
Angelika

niedziela, 10 sierpnia 2025

Panieński Lenki! ♥

 

Witam moich miłych!
Dzisiaj jest wyjątkowy dzień. Pochwalę się dla was krótką relacją z panieńskiego mojej przyjaciółki!

Wspólnie z panną młodą zaplanowałyśmy gdzie pojedziemy i  dałyśmy jej do wyboru kilka hoteli. Reszta była już dla niej tajemnicą. 

niedziela, 3 sierpnia 2025

Przepis na moją ulubioną tortille!

Cześć kochani!

Miło mi Was tutaj dzisiaj widzieć. Odkąd zaczęłam dużo bardziej przykładać wagę do posiłków, zaczęłam również z nimi eksperymentować. Myślę, że tortille każdy was zna. Można stworzyć z niej bardzo dużo ciekawych pomysłów na obiad, przekąskę czy danie na wynos. Dzisiaj takie danie na wynos właśnie Wam pokażę, czyli przepis na moją ulubioną tortille!

Składniki:
-tortilla
-1/3 papryki
-łyżka majonezu
-garść rukoli
-50 g piersi z kurczaka
-panier do kurczaka

Tortille smaruje majonezem. Na to kładę rukole z papryką posiekaną w drobne plasterki. W międzyczasie smażę kąski kurczaka w panierze lub też tylko gotuję go we wodzie aby uniknąć dodatkowych kalorii ze smażenia. Całość polewam resztą majonezu, która mi została. Zawijam całość. Gotową 'kanapkę' owijam folią aluminiową bądź też papierem do pieczenia aby zabrać tortille na wynos. Można dodatkowo podpiec w opiekaczu. Mi bez podpiekana smakuje. Całość można oczywiście dowolnie modyfikować pod siebie ;) Ja sama też często coś zmieniam i eksperymentuje.

Napiszcie jak smakowało!
Angelika 

niedziela, 27 lipca 2025

Urodziny Justynki!

 

Cześć! 
Nie opowiadam wam o każdym wyjeździe, każdym spotkaniu ale chciałam wam dodać kilka zdjęć z urodzin mojej przyjaciółki. Spędziliśmy super dzień we Warszawie i udało mi się w końcu odczarować do miasto. Tak, nie byłam jego fanką. I szczerze mówiąc byłam chyba raz w stolicy? Nie licząc oczywiście Toru Służewiec, ale zjeżdżając z trasy, nie wjeżdżaliśmy zbytnio w miasto więc faktycznie tego miasta zbytnio nie widziałam. Teraz moje zdanie trochę uległo zmianie.

Całą 5 (piątego na zdjęciu brakuje naszego fotografa Pawła, ale wiadomo ktoś robił zdjęcie) wybraliśmy się na jeden dzień do Warszawy. Zaczęliśmy od super obiadu meksykańskiego. A potem zrobiliśmy super super długi spacer po mieście. I tak doszliśmy aż do łazienek i do Pałacu na Wyspie, którego możecie podziwiać tutaj na zdjęciach. Pogoda idealnie nam dopisała. Miasto również, ponieważ z racji, że był to długi weekend to ludzi było o wiele mniej i sam ruch samochodowy był również lżejszy. 

Potem poszliśmy na lody i na drinka do Charlotte. Uwielbiam Charlotte. Tym razem postawiliśmy na drink i kawy ale ogólnie uwielbiam ich francuskie śniadania, bagietki, kremy czekoladowe, dżemy... Idealnie dla mnie połączenie.


Generalnie polecam Wam taki mini wypad do innego miasta z jakiejkolwiek okazji! Zawsze to fajna odmiana, można coś zwiedzić i zjeść coś dobrego. Nie trzeba zawsze na city break lecieć za granice. Polskie miejsca są równie fajne i ciekawe ;) Fakt, czasem bez dobrej pogody nie ma co coś organizować. Polskie miasta potrzebują dobrej aury ;D Heh.
Do zobaczenia!

Angelika

niedziela, 20 lipca 2025

Wesele Weroniki i Dominika ♥

 

Hejka!
Dzisiaj chciałbym się z Wami podzielić niezwykłym dniem, który mieliśmy przyjemność przeżyć razem z naszymi kochaną rodziną, Weroniką i Dominikiem, w dniu ich ślubu.

To był naprawdę magiczny dzień pełen emocji, radości i wzruszeń. Ceremonia odbyła się w urokliwym kościele, gdzie Weronika w pięknej sukni, która zrobiła na mnie takie wrażenie, że prawie się przewróciłam wchodząc do Kościoła... ;) weszła w ramiona Dominika, który miał w oczach iskrę miłości. 

niedziela, 13 lipca 2025

Gala Derby 2025!

Cześć!
Zapraszam Was dzisiaj na krótką relację z Gali Derby 2025. To wyjątkowe wydarzenie łączy sportowe emocje związane z gonitwami koni pełnej krwi angielskiej z elegancją w stylu angielskich wyścigów i niepowtarzalną atmosferą letniego święta.

Miałam ogromną przyjemność uczestniczyć w tym wydarzeniu razem z moim narzeczonym. Dla nas obojga było to coś więcej niż tylko wyścigi – to dzień pełen wrażeń, stylowych looków i pięknych tradycji.

Jednym z najbardziej wyjątkowych momentów przygotowań do gali był proces tworzeni mojego toczka na głowę, który zrobiliśmy wspólnie z ciocią mojego narzeczonego. Spędziliśmy razem zaledwie jedno popołudnie, szukając inspiracji, dobierając materiały i formując jego kształt. Efekt? Niebieski, ręcznie wykonany toczek, który możecie zobaczyć na zdjęciach – idealnie dopełnił mój stylizowany, letni zestaw. Byłam z niego ogromnie dumna!

Na miejscu nie zabrakło klasy – panowie w garniturach i kapeluszach, panie w sukienkach, pastelach i najróżniejszych wersjach toczków i kapeluszy. To było prawdziwe święto elegancji i dobrego smaku.

Odbył się, jak co roku, konkurs na najciekawsze nakrycie głowy. Nie brałam udziału. Mój toczek był ładny ale nie konkursowy. Propozycje był na prawdę szalone i kreatywne. Może za rok coś stworzę na konkurs. Kto wie.

A same gonitwy? Pełne emocji i sportowej adrenaliny. To niesamowite, jak potężne, piękne i szybkie są te konie – aż trudno oderwać wzrok! Atmosfera na trybunach była pełna ekscytacji, śmiechu i rozmów. Pochwalę się, Karolowi udało się obstawić zwycięzcę głównego biegu, który nie był faworytem i 90% specjalistów na niego nie stawiało o.o

Jeśli jeszcze nigdy nie byłaś na Gali Derby, gorąco polecam! To wydarzenie, które łączy piękno tradycji z radością bycia razem i celebracją lata w najlepszym stylu.

A jak Wam się podoba mój niebieski toczek? 😊

Angelika

niedziela, 6 lipca 2025

Czym jest właściwie SPF?

Cześć!
Lato już w pełni! Jednym z najważniejszych produktów w pielęgnacji skóry latem jest krem z filtrem SPF. Dlaczego jest tak ważny i co warto o nim wiedzieć? Zapraszam do lektury!

SPF, czyli Sun Protection Factor, to wskaźnik mierzący zdolność kremu do blokowania promieniowania UVB. Promieniowanie to jest główną przyczyną oparzeń słonecznych oraz może prowadzić do poważniejszych problemów ze skórą, takich jak przedwczesne starzenie się skóry i ryzyko nowotworów skóry, w tym raka.

Jak działa SPF?
Kremy z filtrem SPF działają poprzez odbijanie, rozpraszanie lub absorbowanie promieniowania UVB. Im wyższy jest wskaźnik SPF, tym dłużej możemy przebywać na słońcu bez ryzyka oparzeń. Należy jednak pamiętać, że żaden krem z filtrem SPF nie zapewni 100% ochrony przed szkodliwymi promieniami UVB.

Jak stosować krem z filtrem SPF?
Najważniejsze jest regularne i odpowiednie nakładanie kremu z filtrem SPF. Należy nałożyć go obficie na skórę co najmniej 15 minut przed wyjściem na słońce, a następnie regularnie powtarzać aplikację co 2 godziny oraz po kąpieli lub poceniu się.

Pamiętaj, że ochrona przed słońcem to nie tylko krem z filtrem SPF. Unikaj ekspozycji na słońce w najgorętszych godzinach dnia, noś ochronne nakrycie głowy oraz okulary przeciwsłoneczne.

Dbanie o swoją skórę latem jest kluczowe dla zachowania jej zdrowia i piękna na dłuższą metę. Wybierając odpowiedni krem z filtrem SPF oraz stosując go regularnie, możemy cieszyć się słońcem bez obaw o negatywne skutki dla naszej skóry.

Stosujecie regularnie spf? Myślę o lecie ;) Jestem świadoma, że zimą stosują go wyłącznie osoby, które mają na tym punkcie małego bzika, np. ja ;)

Do zobaczenia!
Angelika

poniedziałek, 30 czerwca 2025

Londyn II

 

Cześć,

Kolejny dzień w Londynie był dla nas równie aktywny co poprzedni. Generalnie nie mieliśmy konkretnego planu zwiedzania ale mieliśmy kilka punktów które chcieliśmy zobaczyć spacerując. Na początek wybraliśmy się metrem pod Big Bena i Pałac Westminsterski. Robią na prawdę niesamowite wrażenie. Następnie przespacerowaliśmy się wzdłuż Tamizy, przekraczając most Westminsterski i Lambeth. Dlatego też widzieliśmy Pałac Westminsterski dosłownie z każdej strony. Jak najbardziej polecam miejscówkę od strony Victoria Tower Gardens South - duża polana z pięknym widokiem na Pałac. Nikt nikomu nie zasłania, można zrobić piękne zdjęcia.

niedziela, 22 czerwca 2025

Story time szpital.

Cześć!
Piszę czasami o swoich różnych przemyśleniach. Nie zawsze bo nie wszystko jest istotne aby opisywać a tym bardziej aby ktoś to czytał. Dzisiaj jednak mam dla was story time o moim pobycie w szpitalu a właściwie o tym co działo się po.

O ile brzmi to dość źle, nie byłam aż tak chora. W okolicach owulacji bolał mnie jajnik. Co też było dziwne bo biorąc tabletki nie powinno być owulacji... Trwało to już kilka dni. Poszłam do pracy, ból się nasilił i uznałam, że wyjdę wcześniej z pracy i pojadę do ginekologa. Nie miałam też nigdy usg więc mogłam mieć chociażby torbiele na jajniku... Pani w rejestracji poinformowała mnie, że mojej ginekolog nie ma, może ktoś inny mnie przyjmie ale żebym przyjechała najlepiej już i od razu na SOR. Jak ja to usłyszałam od razu zrobiło mi się nie dobrze. Nie mogłam ustać, ręce zaczęły mi drętwieć i zaczęłam mieć nudności. Po czasie myślę, że to był stres ale wtedy spanikowałam. Zwolniłam się z pacy, narzeczony zabrał mnie do szpitala. Nikt nie chciał mnie zbadać, dopiero doktor na izbie przyjęć. Zbadała i skierowała mnie na szpital. Na szpitalu jak to często bywa, personel szczególnie “miły”. Doktor uznał, że jest to zapalenie jajnika, ból od owulacji. Nie dostałam żadnych przeciwbólowych bo ból już zanikał ale zostawili mnie na oddziale na weekend. Przy wypisie pytałam się czy muszę coś jeszcze podpisać/odebrać, usłyszałam, że nie. No dobrze. Po weekendzie w pracy dostałam informację, że l4 a ten okres nie wpłynął. Dzwoniłam na oddział, dostałam wiadomość, że wpłynie za kilka dni pewnie. Trzeba poczekać. Ok. W czwartek (czyli prawie tydzień później od całego zajścia), wciąż nie było zwolnienia. Znów dzwoniłam, tym razem powiedzieli mi, że mam coś odebrać - wypis. Specjalnie zwolniłam się po to z pracy ponad 2.5h wcześniej... Pojechałam. Przez miasto to prawie godzina jazdy. Na miejscu czukałam pod drzwiami bo pani musiała przez telefon porozmawiać. W tym czasie wyszedł stamtąd do domu doktor, który mnie badał. Odebrałam wypis, pytam o L4... A pani mnie informuje, że ona tym nie zarządza tylko doktor (ten, który wyszedł 15 min wcześniej i mogłabym o to poprosić ale musiała rozmawiać ze znajomą) a także, że l4 przy pobycie w szpitalu nie jest wcale oczywiste i obowiązkowe o.o Jak!? Kto nie bierze zwolnienia za pobyt w szpitalu!? No ale powiedziałam “ok”. Powiedziała aby w piątek znowu przyjechała (+znów opuściła pracę) lub dzwoniła. Miałam już kilka dni do odrobienia więc uznałam, że będę dzwonić. I jeśli myślicie, że do tej pory było coś nie tak, to nie, historia dopiero teraz ma swoje apogeum. Dzwoniłam 8 razy na oddział i do doktora. Za drugim razem ktoś odebrał, odłożył słuchawkę i zaczął pstrykać w klawiaturę komputera, totalnie olewając mój głos. Potem kolejne 6 nieudanych prób o różnych porach dnia. Na sam koniec udało mi się dodzwonić! Ktoś odebrał, przedstawiłam się, ale ktoś nie zważał na mój głos tylko kontynuował swoją rozmowę i usłyszałam “no nawet w spokoju nie można porozmawiać”. Myślał, że mnie odrzucił 🙂 I wtedy się poddałam i wzięłam po prostu urlop za ten pobyt w szpitalu. Cudownie.

I tak oto przekonałam się jak służba zdrowia ma nas gdzieś. Dosłownie. Jak wcześniej myślałam, że to przecież też są ludzie. Po co podchodzić ze złym nastawieniem? Najlepiej podejść miło i z uprzejmością. Mocno się myliłam. To zbyteczne.

A wy macie jakieś przyjemnie/nieprzyjemnie historia związane z doktorami/szpitalami?

Angelika

niedziela, 15 czerwca 2025

Wesele Natalii i Bartka ♥


Hejka ♥
Czy wspominałam, że rok 2025 stoi dla nas pod hasłem wesela? W tym roku mamy cztery wesela a nasze jest piąte! Rok bardzo obfity w imprezy, zwłaszcza, że wesela to nie jedyne wydarzenia, na które dostaliśmy zaproszenia.

Pierwsze w tym roku było wesele Natalii i Bartka. Przyznaję, było trochę daleko od nas. My mieszkamy  w Łodzi a wesele było pod Krakowem ale za to z jakimi widokami się to wiązało! Niestety nie miałam wielu okazji aby zrobić jakieś zdjęcie gór. Więc najwięcej pozostanie we wspomnieniach. Góralski klimat przewijał się podczas całego wydarzenia, np. grała świetna góralska kapela w kościele. Niesamowicie spodobały mi się góralskie wersji normalnych pieśni. Pięknie! Fajnie przygrywali również podczas wręczania prezentów.

Sala była równie piękne udekorowana. Mam jedno zdjęcie! (na samym dole) Heh więcej niestety nie. Impreza a dokładnie towarzystwo, było tak fajne, że mam niewiele zdjęć z tego wydarzenia. Skupiliśmy się na tańcu i śpiewaniu. Na pamiątkę wrzucam kilka zdjęć, która wykonał fotograf młodej pary.

niedziela, 8 czerwca 2025

Recenzja trzech kremów SPF od Bielendy.

Cześć!
Z racji, że jestem tegoroczną panną młodą mam wiele spraw na głowie. Jest to między innymi ładny wygląd cery a także skóry na całym ciele. Mam u namyśli równomierną opaleniznę. Nie musi być duża, może jej nawet prawie nie być... ale nie ma nic gorszego niż odkryte ramiona, która ukazują 3-4 rodzaje koszulek, które odcisnęły nam ślady od słońca. To samo tyczy się cery. Pod makijaż musi być ona w dobrej kondycji, bez wyprysków i bez opryszczki. Tego ostatniego obawiam się najbardziej, bo niestety mam do tego skłonność. 
Dlatego też w tym roku moja dbałość o SPF jest na najwyższym poziomie. Mam delikatnie ułatwioną sprawę, ponieważ mam pacę biurową więc moja skóra nie widzi dużo słońca. Ale... Pamiętajmy, że nawet jednorazowe spotkanie ze słońcem np. na kajakach, może mocno naszą skórę spalić. Jak już wiecie z mojego haulu kosmetycznego ze stycznia, kupiłam kilka kremów z SPF. Dbanie o cerę to oczywiście nie tylko SPF. Stosuję też inne preparaty, ale to na kremach SPF się dzisiaj skupimy. Mając kilka propozycji, uznałam, że zrobię małe porównanie tych kemów. Szczególnie, że są one w przystępnych cenach. Jesteście ciekawi czy któryś jest lepszy od żelu z Holiki?


Pierwszym produktem, który testowałam był Bielenda Professional SupremeLAB Nawadniająco-Liftingujący Krem do Twarzy z Kwasem Hialuronowym SPF15 50 ml. Liczyłam, że będzie to fajny krem na dzień na zimę. Lekka ochrona idealna na zimowy brak słońca. Nie podważam jego właściwości ochronnych ale sama formuła nie jest moją ulubioną. Jest dość tłusty i chwilę mi zajmuje ładne wpracowanie go w twarz. Na początku jest lekko biały, po chwili to znika. Formuła jest delikatnie tłusta. Moja ocena: Jest ok ale więcej nie kupię.
Cena 25-30 zł.


Bielenda Protective Face Cream, krem ochronny wysoka ochrona AVA&AVB, SPF 50. Trochę bieli ale po kilku chwilach ten efekt jest mniejszy. Mógłby być bardziej plastyczny na twarzy. Nie ma żadnego szczególnego zapachu więc to spory plus. Dobry krem. Nie wyrzucę go ale na pewno nie jest jakiś niesamowity do którego będę wracać po x razy.
Cena 35-50 zł. 

Bielenda Supremelab krem satynowy 50 SPF. (na zdjęciu powyżej, tej po prawo) Satynowa konsystencja przypadła mi do gustu. Na lato mógłby być ciut lżejszy chociaż po chwili dość dobrze się wchłania i nie czuć go na skórze. Ma przyjemny, delikatny zapach. Nie bieli. Z tych trzech jest on moim faworytem i chętnie kupię go ponownie.
Cena 30-40 zł w zależności od strony/sklepu. 

Podsumowując, w tym roku nie odkryłam żadnego odkrycia. Pierwszy niebieski krem, nie polecam. W dodatku ma niską ochronę SPF. Drugi jest zadowalający a trzeci jest dobry. 
A wy polecacie jakiś SPF? Szczególnie szukam lekkiej konsystencji, najlepiej żelowej.
Do zobaczenia,
Angelika

wtorek, 3 czerwca 2025

Wschód słońca na Saharze

Cześć!
Jeśli miałabym ocenić czy warto lecieć do Tunezji, odpowiedź brzmiała by “zależy”. Głównie od tego co chcemy tam robić. Co szczególnie polecam? Zwiedzać Tunezję z fajną zorganizowaną wycieczką. Można oczywiście na własną rękę ale autobus z klimą to skarb. Dzisiaj opowiem więcej o naszym drugim już dniu na Sacharze.

Wstaliśmy o 1.30 w nocy aby zdążyć zjeść śniadanie (to cudowne, że i tak hotel zrobił dla nas tak rano posiłek) oraz na wyjazd w dalszą podróż. Tak jak wcześniej pisałam, jazdy autokarem było na prawdę dużo. Po 1-2 h trafiliśmy nad jezioro Chott el jerid. Jezioro to dużo powiedziane. Jest to dawny słony akwen, kóry wyschnął pozostawiając po sobie niesamowicie wielkie koryto wypełnione solą. Miejsca z solą, cudowne. Sól wyglądała pięknie, jak jakiś popcorn. Szkoda, że było jej tak mało... I do tego przeokromnie wiało. Nie mogłam zrobić sobie, żadnego zdjęcia ponieważ moje włosy ani myślały się uspokoić... Skończyło się ich upięciem. Czas szybko minął i jechaliśmy dalej.





Kolejnym punktem była górska Oaza. Oczywiście za dopłatą... Co mnie wkurzyło. Ponieważ cena wycieczki była spora a potem trzeba było jeszcze dopłacać za punkty, które są obowiązkowe... Niby można nie wziąć udziału no ale no... Szkoda. Bądź co bądź do oazy dojechaliśmy jeepami rajdu dakar (też płatne). Świetne wspomnienia. Zwłaszcza dla osób, które “siedziały” w bagażniku xd Poważnie, czułam się jak jakaś koza wieziona na handel.

Dojechaliśmy do oazy. Miejsce cudowne. Piasek, góry, skały a wśród nich drzewa i małe źródełko. Góry też był wyjątkowe. Wyglądały jakby rzeźbiło je morze! Widać było muszelki. Palmy... Na prawdę warte zobaczenia.

Niestety na koniec spotkała nas typowa, tunezyjska, nie miła sytuacja. Jak się pewnie domyślacie, żebranie i to dzieci. Branie nas na płacz. I tak oto wróciliśmy z trzeba pomalowanymi kamieniami do domu xd Nie chcę więcej znaleźć się w takim miejscu... Mieliśmy dylemat, czy coś kupić i nakręcać wyzysk dzieci czy dać im jednak coś, aby miała ta rodzina za co żyć.

niedziela, 25 maja 2025

Spring rolls!



Cześć!
Spring Rollsami „zaraziła” mnie moja koleżanka. To niezwykle ciekawa forma posiłku zwierającego dużo warzyw i mięsa. Do tego ma stosunkowo nie dużo kalorii. Fajnie sprawdzi się na redukcji, ale nie tylko 😉 Produktem bazowym jest papier ryżowy. Uważajcie aby go nie połamać. A co do środka? A co dusza zapragnie!

🥬 Warzywa (surowe lub lekko blanszowane):
-Marchewka w paski
-Ogórek (z nim uważajcie, zbyt wilgotne warzywo, będzie psuć papier ryżowy)
-Papryka (czerwona, żółta)
-Sałata rzymska, lodowa, masłowa
-Czerwona kapusta (cienko poszatkowana)
-Rzodkiewka
-Awokado (pokrojone w plasterki)
-Kiełki (np. fasoli mung, rzodkiewki)
-Szczypiorek lub dymka

🌿 Zioła:
-Świeża mięta
-Kolendra
-Tajska bazylia
-Natka pietruszki

🍤 Białko :
-Krewetki (ugotowane i przekrojone wzdłuż)
-Kurczak (gotowany, grillowany lub pieczony – pokrojony w paski)
-Tofu (podsmażone lub marynowane)
-Łosoś wędzony lub gotowany
-paluszki rybne (polecam spróbować!)

🍜 Wypełniacz / baza:
-Makaron ryżowy (cienki– ugotowany i ostudzony)

🥣 Sosy do podania:
-Sos orzechowy (z masła orzechowego, sosu sojowego, czosnku i limonki) (mój ulubiony!)
-Słodki sos chili
-Sos słodko kwaśny
-Sos sojowy z sezamem i imbirem

Polecam po wierzchu posypać sobie również z sezamem. Do wilgotnego papieru ryżowego, bardzo fajnie się przykleja 😉

Moja ulubiona wersja?
Sałata, papryka, smażona pierś z kurczaka, marchewka w plasterki i sos sojowo-orzechowy. Prosto i smacznie!
Jedliście już spring rollsy? Dajcie znać.
Angelika 

niedziela, 18 maja 2025

Reverse diet

Cześć!
W świecie zdrowego stylu życia i świadomego odżywiania coraz częściej mówi się o reverse diet, czyli tzw. diecie odwrotnej. To podejście zyskuje na popularności zwłaszcza wśród osób, które zakończyły redukcję i chcą w mądry sposób wrócić do wyższej kaloryczności, jednocześnie minimalizując ryzyko efektu jojo i wspierając swój metabolizm.

Ale czym właściwie jest reverse diet? Jak to działa i komu może się przydać?

Reverse diet (dieta odwrotna) to stopniowe zwiększanie kaloryczności diety po zakończonej redukcji, zamiast natychmiastowego powrotu do dawnego poziomu kalorii. Głównym celem tego procesu jest pomoc organizmowi w adaptacji do większej podaży energii, bez gwałtownego przybierania na wadze i przeciążania układu trawiennego.

niedziela, 11 maja 2025

Czy Londyn nas zaskoczył?

Cześć,

Jakieś dwa miesiące temu wspominałam o wyjeździe do Londynu. Pokazywałam Wam nawet mój vision board aby zobrazować sobie jakie zdjęcia chciałabym wykonać. Miesiąc temu, na przełomie marca i kwietnia byliśmy odwiedzić to przeogromne miasto. Zapraszam na pierwszy post z tego wyjazdu.

Byliśmy tam zaledwie trzy dni ale całe trzy dni mieliśmy wypełnione po brzmi atrakcjami i ciekawymi miejscami. I wiecie co? Londyn jest absolutnie wary odwiedzenia. Jest wiele różnych miast ale tutaj na prawdę każdy znajdzie coś dla siebie ;) Serdecznie zapraszam! 

niedziela, 4 maja 2025

Soki warzywno-owocowe!

Cześć!
Świeże soki to nie tylko pyszna przekąska, ale także kopalnia zdrowia! Coraz więcej osób odkrywa zalety soków wyciskanych wolnoobrotowo. Co sprawia, że są one takie wyjątkowe? Domowe soki zawierają więcej witamin, minerałów i przeciwutleniaczy. A jeśli używamy sokowirówkę wolnoobrotową to również więcej błonnika. Sokowirówki wolnoobrotowe delikatniej rozdrabniają składniki, co przekłada się na głębszy i bardziej intensywny smak soku. Co ciekawe ze względu na niższe tempo oksydacji, soki wyciskane wolnoobrotowo mogą być przechowywane dłużej, nie tracąc na jakości.


Przejdźmy do konkretów, co będzie potrzebować? Sokowirówkę oraz wybrane owoce i warzywa. Tylko tyle i aż tyle.
Tak na oko ja daję kilka kg jabłek (taka duża torba), 2-3 marchwi, pęczek jarmużu, pęczek natki, 1 pomarańcza, 1 cytryna, pietruszka, seler, por, czasami dodaję też np. grapefruita (tutaj testowałam zielonego, taka odmiana). Myślę, że najfajniejszy jest fakt, że można w tych sokach przemycić np. pietruszkę, selera czy nawet pora! Nie czuć smaku tych warzyw a dostajemy ich drogocenne witaminy.

niedziela, 27 kwietnia 2025

Od sukcesu do upadku, czyli moja historia jedzenia słodyczy w ciągu ostatnich 3 miesięcy.

Cześć,

Dzisiaj trochę z serii body update ale bez update 😉 Zapewne wspominałam w postach, że uwielbiam słodycze i często to mnie gubi. I tak jest zawsze. Powiedziałabym, że jest to wręcz uzależnienie. I ostatnio było to samo… Trzymałam dietę ale efektów brak. Zrobiłam sobie rachunek sumienia i uznałam, że nie może mi wpadać czasem jakieś ciasteczko w pracy czy tofelek czekolady w domu. Tofelek do tofelka i wyjdzie cała czekolada. I nagle z deficytu robi się zero kaloryczne i efektów brak.

Aby jakoś z tym zawalczyć zrobiłam sobie wyzwanie. Bardzo spontanicznie to zrobiłam. Rok temu udało mi się w poście bez słodyczy więc teraz zrobiłam kolejne wyzwanie. I tak 11 lutego podjęłam się nie jedzenia słodyczy aż do tłustego czwartku. A w tłusty czwartek pozwoliłam sobie na smacznego pączka, którego nie wliczyłam w kalorie. Była to taka nagroda za ponad dwa tygodnie skrupulatnego wyrzeczenia.

To było pierwsze mniejsze wyzwanie. Drugie zaczęłam od środy popielcowej aż do końca postu. Co ciekawe post ma 40 dni ale bez niedziel! I nie kończy się na Wielkanocy a na Wielkim Czwartku. Czyli mój post od słodyczy powinien trwać ponad 40 dni, od 5 marca do 19 kwietnia czyli 44 dni. 

Moje założenia: 

-0 ciastek/ciast/czekolady/pralinek itp. 

-mogę jeść fit wersje wykonane samemu 

-fit przepisy nie mogą zawierać cukru (chyba, że przepis tego wymaga ale w bardzo małej ilości) 

-zamiennie mogę stosować erytrytol 

-nie słodziłam i nadal nie dosładzam napoi (kawy i herbaty) 

Nie ukrywam było ciężko. Pierwsze dni są szczególnie ciężkie gdy czuje się, że czegoś brakuje, chciałoby się zjeść coś słodkiego do kawy. Przecież to tylko jedno ciasteczko… Po paru dniach było łatwiej. I tak moje pierwsze spontaniczne wyzwanie było efektywne, ale drugie… o tym za moment. Marzec okazał się dla mnie bardzo ciężki pod względem diety. Po tłustym czwartku nie mogłam wrócić do zdrowego odżywiania. Non stop pojawiały się też jakieś pokusy. Oczywiście łapałam się na nie bo moja silna wola upadła i praktycznie nie istniała. I tak próbowałam i próbowałam aż do wyjazdu na koniec marca do Londynu. Myślałam, że zjem tam super posiłki czy to w Chinatown, czy w kawiarni Cedrica Groleta, czy gdzieś na mieście… Wszędzie było rozczarowująco średnio smacznie i okropnie drogo. Pod względem posiłków to był bardzo rozczarowujący wyjazd.

Dopiero od kwietnia jako tako wróciłam na dobre tory. Jednak tym razem nie ograniczałam sobie słodyczy. Co zmieści się w kalorie to jest dozwolone. I takie podejście u mnie się sprawdza. Niestety ograniczenie słodyczy do zera, absolutnie mi nie odpowiada i moja głowa zbyt mocno się wtedy na tym fiksuje. Muszę szukać lepszych możliwości jak np. zamiana cukierka na tofelka czekolady z wysoką zawartością kakao. Niestety to pierwsze wyzwanie mnie zaślepiło… Zdrowy balans jest najważniejszy. Oczywiście widać to od razu w efektach diety, ale o tym opowiem w kolejnym poście.

A wy spożywacie cukier i różne słodkości? Wiem, że to dość gorący temat. Ja staram się jeść z głową ale mam „ciągoty” do słodkości. Do zobaczenia!

Angelika