Cześć,
Kto czekał na kolejny post z serii body update? :D Ja niesamowicie, ponieważ
wiedziałam jakie mam plany i jakich efektów się spodziewam. W ostatnim poście
„Redukcja jesień 2024” opisywałam moje „przeboje” redukcyjne aż do końca roku
2024. A co się działo od stycznia? W styczni weszłam w nowy rok mega
zmotywowana z super energią. Oczywiście po paru tygodniach trochę uległo to
zmianie… Dlatego zdecydowałam się np. na detoks cukrowy dwukrotnie, o czym
pisałam tutaj -> KLIK,
a także na analizę pierwiastkową oraz celowaną suplementację. Minęło już sporo
czasu od tamtego momentu i uznałam, że przyszedł czas aby podsumować te kilka
miesięcy.
Po Świętach Bożego Narodzenia byłam na redukcji 1500 kcal.
Dość opornie szło. Nagrywałam sobie na pamiątkę nawet mini vlogi. Coś schudłam
aż do momentu jak się rozchorowałam i wpadł akurat tłusty czwartek. Niby nie
zjadłam dużo ale moja motywacja mocno upadła. Myślę, że ona w ogóle zniknęła.
Przez miesiąc próbowałam powrócić do zdrowego odżywiania i liczenia kcal.
Dopiero wyjazd do Londynu trochę zresetował mi głowę. I tak po powrocie, od
początku kwietnia zaczęłam ponowie. Waga w tym czasie oczywiście wróciła... Bo
żadna dieta bez dobrego wyjścia z niskich kcal do normalnych nie ma sensu. To
jest murowany efekt jojo. Niestety.
Niby motywacja wróciła ale też była dość specyficzna. Z
jednej strony się poddałam. Nie miałam już ochoty na redukcję, cardio,
treningi... Dlatego uznałam, że to ostatnia redukcja w najbliższym czasie i na
pewno w tym roku. Dlatego postaram się mocno przypilnować co jem i ile aby nie
musieć powtarzać tego procesu w kółko i w kółko. Moja waga jest oczywiście jak
zaczarowana. Przez pierwsze 2-3 tygodnie diety w ogóle się zastanawia czy
uraczy mnie niższą liczbą czy nie. Dodatkowo też podczas okresu nabieram wody
więc ta waga często jest zakłamana i muszę patrzeć na ogólną tendencję.
Po Londynie waga była około 60.5 kg. Miesiąc później było -1
kg. Z jednej strony to i tak sukces bo w kwietniu był święta i wesele. A
pamiętajmy, że alkohol też mocno szkodzi redukcji. W maju nie było wcale
lepiej, co weekend 1-2 wizyty u rodziny bo prosimy na wesele, do tego
osiemnastka a w czerwcu kolejne wesele i to dwudniowe. Pokus jest na prawdę
bardzo dużo. A szczerze mówiąc nie da się odmówić cioci chociaż 1 kawałka
ciasta. Taka jest prawda.
Kalorycznie wyszłam od mojego 0, doszłam do niskiej redukcji
i zrobiłam powolne wyjście z redukcji. Tak przynajmniej planowałam... Dieta
spotkała się z życiem i po redukcji nie było śladu. Trafiłam do szpitla z
powodów kobiecych. Po tym pobycie moja motywacja znikneła. Miałam również
okropnie stresujący czas zarówno w pracy, w zwązku z l4 oraz po pracy (wydanie
naszego projektu domu). Dziennie pracowałam 8-16 a potem 17-23. Byłam wypruta.
Waga powoli jechała do góry. Co dodatkowo mnie demotywowało.
Po moim pobycie w szpitalu w maju, czerwiec był serią
dietetycznych niepowodzeń. A ciągłe proszenie, wesela i urodziny w tym nie
pomagały. Dopiero gdzieś w połowie lipca wróciłam do siebie. Jednak wtedy
zaczął się temat złożenia projektu naszego domu do urzędu więc ponownie byłam
wyjęta z życia. Udało się to zrobić przed połową sierpnia... A w połowie
sierpnia moja przyjaciółka miała ślub (ja byłam świadkową). Dieta odeszła w
las. Nie było na to czasu. Starałam się trenować w miarę możliwości. Początek sierpnia
to wyjazd do Hiszpani - przerwa od diety i treningu. Chociaż muszę napomknąć,
że w Hiszpanii robiłyśmy bardzo dużo kroków. A dalsza część września? Proszę
was 😉 Na koniec września to ja ledwo cokolwiek
ogarniałam. O diecie nic nie pamiętałam. I tak z minimalnej wagi 57.5
wjechałam do góry. Nawet już nie pamiętam ile. Przed ślubem najwyższa waga t
było jakieś 62.3 kg. Więc okropny efekt jojo.
Ostatni raz na siłowni byłam 24 września. Potem wróciłam
dopiero 20 października. A co w tej przerwie? Hmm gorące przygotowania ślubne,
ślub, poprawiny, ogarnianie, pakowanie, podróż poślubna, sprawy urzędowe...
Działo się tak bardzo dużo. Jestem w podziwie sama dla siebie, że dałam radę.
Karol również miał bardzo wiele na głowie.
I co potem? Po powrocie z podróży poślubnej, przez tydzień
zdrowa dieta na oko. Później 2 tygodnie redukcji 1600-1800 kcal. Na prawdę na
oko. Dość luźno do tego podeszłam bo wiedziałam co mnie potem czeka... W tym
czasie zeszłam do wagi poniżej 60 kg. Było i jest to dla mnie turbo
zaskoczeniem. Nie starałam się na 100% jak to było przed ślubem. Myślę, że
wtedy byłam niesamowicie zestresowana czego nie czułam i dlatego nic nie szło
po mojej myśli mimo katorżniczej diety i ćwiczeń. Więc te -2kg było dla mnie
lekki szokiem.
A teraz co mnie czeka? Moja pierwsza w życiu masa. I z tą
zapowiedzią was pozostawię do następnego postu z tej serii. Liczę, że będzie
szybciej niż ten aktualny ;)
Do zobaczenia,
Angelika

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz