niedziela, 24 listopada 2024

Lekki sernik z borówkami.

Cześć!

Zapraszam Was dzisiaj na przepis na lekki sernik z borówkami. Idealna propozycja do kawy!

Musze się przyznać, że sernik to moje ukochane ciasto. Kocham je w każdej wersji: na herbatnikach, z bezą, z rosą, z rodzynkami, z owocami, fit, gotowany, z makiem! Po prostu ideał ♥ A w dodatku jest on całkiem dietetyczny jeśli nie dodamy 2 szklanek cukru ;) A uwierzcie mi, ten przepis jest niesłodki ale smaczny. Warto ograniczać tego białego zabójcę.

Z przepisu tego korzystam na prawdę często. Specjalnie kupiłam kwadratowe, szklane pojemniki aby móc robić sobie jedną porcję i zabierać do pracy. A na gorąco smakuje równie cudownie. Serdecznie polecam!


Kalorie dla całości:
1000 Kcal | 127 g Białka | 18 g Tłuszczu | 80 g Węglowodanów

Składniki:

-325 g twarogu chudego (1.5 opakowania)
-330 g jogurtu naturalnego wysokobiałkowego z Lidla
-3 jajka
-budyń waniliowy/śmietankowy
-proszek do pieczenia, łyżeczka
-słodzik według uznania
-szczypta soli
-150 g borówek

Całość mieszamy i blendujemy na gładką masę. Przelewamy do formy wyłożonej papierem do pieczenia. Na wierzch kładziemy borówki. Przy pieczeniu spadną one trochę na spód. Pieczemy 30/35 min w 180 stopniach. Smacznego!

Do zobaczenia!

poniedziałek, 18 listopada 2024

Jak wygląda moja dieta?

Cześć!

Co jakiś czas w tym roku opisywałam wam moją historię redukcji. Szło mi różnie, były gorsze i lepsze momenty... Z resztą jak to na diecie, sami z resztą wiecie. Dzisiaj chciałam wam opowiedzieć trochę o mojej diecie. Porównując moje posiłki sprzed roku, widzę sporą różnicę. Udało mi się opracować kilka fajnych dietetycznych przepisów. Kilkoma się z wami tutaj już nawet dzieliłam. 

Od pewnego czasu zaczęłam moje codzienne foodboki dodawać na tiktoka. To fajna forma analizy. Gdy widzę co zjadłam wczoraj, lepiej to oceniam. A gdy tylko gdzieś to sobie spisywałam, wiedziałam, że np. w kaloriach się zmieściłam, ale fakt, że zjadłam na kolację np. samą wędlinę, bo nie miałam sił na gotowanie i myślenie o tym, tego już nie widziałam. Staram się jeść zdrowo, unikać przetworzonego jedzenia, jeść odpowiednią ilość białka, spożywać warzywa, unikać puddingów proteinowych... Ale tiktokowi odbiorcy uwielbiają wytykać najmniejsze błędy 😉 Tak jakby od tego jednego dnia, jednego posiłku zależało całe życie. Już czasem brak mi sił na odpisywanie tego? Macie podobne doświadczenia? Zjem pudding -źle na jelita, polecają jeść kabanosy. Zjem kabanosy - o fuj! Kto to wogóle je? Lepiej zjeść to czy tamto. Albo zero komentarza konstruktywnego tylko fakt "fuj", "ble", "masakra", "zero wartości odżywczych" (mimo, że był np. jogurt z płatkami owsianymi, obiad z piersią...). Na początku myślałam, że temat jedzenia jest fajny i przyjemny, jednak nie. Heh.

Przejdźmy jednak do sedna tego wywodu. Co jem? Różnie bywa. Muszę na pewno zwrócić uwagę, że jestem uzależniona od cukru. Ta redukcja mocno mi to udowodniła. Myślałam, że nie dam rady nie jeść słodkiego. Początki były ciężkie. Fajny balans złapałam, gdy od czasu do czasu wpadnie jakieś ciastko. Ale nie codziennie! Nagle okazało się, że nawet te fit serki, które kiedyś uważałam, za mniej słodkie, są aktualnie dla mnie bardzo słodkie i czuć cukier 😉 Z tego faktu, jestem z siebie bardzo dumna!

Dodatkowo pochwalę się, że polubiłam płatki owsiane i jogurt. To samo tyczy się ćwiczeń. Gdy to lubię, jest to przyjemnie i nie jest to przymusowy trening a czas dla mnie po pracy. To samo tyczy się posiłków. Musimy lubić to co jemy. 

Śniadania:
Nie ukrywam, że nie lubię jeść śniadań. Nie mam rano apetytu. Kawa jest dla mnie wystarczająca (lub ewentualnie zielona herbata). Dopiero po 1-2 h mam ochotę na posiłek. Ale wciąż na coś małego. Dlatego często od rana decyduję się na jakiś skyr czy pudding. Wiem, że puddingi źle wpływają na jelita. Ale 1-2 w tygodniu źle na mnie nie wpływa. Staram się głównie słuchać mojego organizmu a nie opinii osób trzecich. 

Obiady:
Obiady lub też inaczej posiłki do pracy. Tutaj moja kreatywność najbardziej się ukazuje. Często pojawiają się makarony, ponieważ są najłatwiejsze i najszybsze do pracy. Myślę, że moim ulubionym posiłkiem jest jednak tortilla. Wieloziarnisty placek, sałata, papryka, mięso mielone lub pierś kurczaka oraz odrobina majonezu light i sosu sriratcha. PY-CHO-TA! Co chciałabym zmienić to umieć dodawać do tych posiłków więcej warzywa. Nie zawsze to się udaje. Czasem pokroję sobie paprykę w plasterki i mam taką przekąskę do pracy.

Kolacje:
Mogłoby się wydawać, że są najłatwiejsze. Po pracy na spokojnie... Nic bardziej mylnego. Trzy razy w tygodniu chodzę na siłownię więc wracam do domu około 19.30 a nawet 20. (robię trening siłowy + cardio) Po całym dniu jestem w tym momencie o resztach sił a często czeka kąpiel, kolacja, obiad na drugi dzień oraz zmywanie. Wymieniamy się z Karolem, ale jak to w życiu, różnie bywa i są dni, gdy zmęczenie po całym dniu jest po prostu duże. Staram się na kolację jeść jajka, bo do jedyny posiłek, kiedy mogę je wpleść. Ostatnio polubiłam bardzo jajecznicę z fetą (mam dzięki niej więcej białka) ale generalnie lubię każdą wersję jajek tzn. jajecznica, sadzone, na miękko itd.

Oprócz tego staram się wplatać w moje posiłki zupy. Oczywiście bardziej na kolację, bo nie widzę tego, aby brać zupę do pracy. Zupy to świetny pomysł na przemycenie wielu warzyw. Jest tylko jeden minus, przygotowanie ich często zabiera wiele czasu.

Jeśli mamy wolny weekend, staramy się również robić świeżo wyciskane domowe soki. Przygotowanie ich niestety zajmuje dużo czasu: przygotowanie warzyw, pokrojenie wszystkiego w odpowiednie wielkości, przeciśnięcie soków a potem umycie wszystkiego a w szczególności wyciskarki wolnoobrotowej.

A wy jakie posiłki lubicie jeść tak bardziej prozdrowotnie? Typu domowa granola czy też może pijecie zakwas np. z buraka?
Angelika

środa, 13 listopada 2024

Szukanie pracy.


Cześć!
Jeśli ktoś uważnie czyta mojego bloga, wie, że na początku tegorocznych wakacji obroniłam mój tytuł magisterski z architektury. Praktycznie od razu po, wyjechaliśmy na wakacje. Potem mieliśmy jeszcze wakacje w Polsce. A następnie skupiłam się na szukaniu pracy. Ostatnio ten temat jest mocno poruszany więc pochwalę się jak to wyglądało z mojej perspektywy. Czy czarne scenariusze się u mnie sprawdziły? Jak to wyglądało u moich znajomych? Jeśli jesteście ciekawi jak wygląda szukanie pracy młodego architekta po studiach, zapraszam na post.


Muszę zacząć oczywiście od tego co karmią nas grupy facebookowe. Niestety jest to spory temat. Jako studentka dodałam się do grup poświęconych pracy w architekturze. Tak aby przed momentem szukania pracy mieć już jakieś pojęcie jak wygląda rynek pracy. Miałam też myśli, że może w trakcie studiów podejmę jakąś pracę na pół etatu. Od razu powiem, na to nie liczcie 😉 Albo staż za darmo albo nic. Znalezienie pracy po studiach, gdy jesteśmy w pełni dyspozycyjni jest dużo łatwiejsze. Natomiast na znalezienie w trakcie studiów praktyk płatnych jest bardzo małe. Znam może jedną osobę, której to się udało. Pracodawcy lubią niestety wykorzystywać ten stan bycia studentem i argumentują to tym, że "student nic nie potrafi, trzeba go uczyć". Nie do końca się z tym zgadzam. Myślę, że chociażby to minimalne wynagrodzenie czy też jakaś kwota i umowa o dzieło, powinno być gwarantowane. Po prostu z szacunku do wykonanej finalnie pracy. 

Wcześniej wspomniane grupy na facebooku napawają tylko i wyłącznie czarnymi widokami na pracę i minimalnymi zarobkami.  A jeśli ktoś zapyta o zarobi po studiach czy 2-3 doświadczeniem to dostaję wiązankę słów pod tytułem "a czego ty oczekujesz od razu po studiach? najniższa krajowa i ciesz się, że ktoś cię zatrudnił". Całe studia zastanawiałam się, ile w tym prawdy a ile próby zmniejszenia konkurencji na rynku pracy. Oczywiście pojawiały się też "super" oferty z głodowymi stawkami z naszej stolicy. Mocno się wtedy zastanawiałam, jak koś potrafi wyżyć w Warszawie za 3200 zł netto, opłacić wyjątkowo drogie mieszkanie, kupić jedzenie, jakieś ubranie... Dlatego po studiach byłam pełna obaw jak to będzie wyglądać. Historie wśród moich znajomych też nie były optymistyczne, ale o tym później.


Czy realia takie faktycznie są?

I tak i nie, na szczęście. Oferty "Januszy biznesu" oczywiście są. Szukają oni niedoświadczonych osób, aby dać im żmudną pracę i zapłacić minimalnie, ile się da i jeszcze idealnie, aby miał status studenta. Do tego śmieciowa umowa, robienie nadgodzin i zwolnienie pod byle pretekstem, gdy żmudne zadania się skończą. Znam kilka osób z taką historią. Nawet ja jestem jej przedstawicielką. Jedyny plus jest taki, że była to praca zdalna i zrobiłam ją w miarę sprawnie, tak więc w przeliczeniu na godziny, zarobiłam dobrze. Zawdzięczam to wyłącznie sobie. Jeśli ktoś robiłby to dłużej to wyszedłby na tym gorzej.


W architekturze jest kilka dróg rozwoju i szukania pracy. Trzy główne to wnętrza, kubatura i przemysł. Do tego trzeba wziąć pod uwagę jakiej wielkości jest biuro, czy działa z konkretnym inwestorem/deweloperem czy może bierze udział w konkursach. To ostatnie, mimo że jest chyba tą najczystszą artystyczną architekturą jest jednak najgorsze, ponieważ wydanie koncepcji konkursowej jest bezpłatne. Dopiero wygranie, daje możliwość współpracy i zarobku. Dlatego koncepcji trzeba robić dużo, a jeśli się nie wygrywa konkursów to robi się problem. A gdy jest się małym biurem to niestety będzie to szybko widoczne w zarobkach. Praca z deweloperami, jak sami się domyślacie też jest specyficzne. Również dość ukierunkowane na optymalizację kosztów. Natomiast praca w tematyce przemysłu to bardziej praca techniczna i większe pilnowanie prawa niż skupianie się na idealnym ułożeniu pomieszczeń mieszkalnych, bo ich po prostu tam nie ma.


Startując z rozsyłaniem CV, ofert na rynku nie było zbyt wiele. Szczególnie dla mojego doświadczenia. Mimo to udało mi się umówić na kilka rozmów kwalifikacyjnych i prawie po wszystkich dostałam pozytywną odpowiedź. Co miło mnie również zaskoczyło. Zdecydowałam się finalnie na miejsce, gdzie byłam totalnie pierwszy raz w życiu na rozmowie kwalifikacyjnej, ale miałam, wobec tego miejsca dobre przeczucia. I wiecie co? Sprawdziły się 😉 Miła atmosfera oraz praca. Życiowe podejście i brak "januszowania". Również okres próbny był na umowie o pracę a nie np. umowie zleceniu na 2 tygodnie czy miesiąc.

A! Zapomniałam też wspomnieć, że byłam na szkoleniu z kilkoma architektami na temat portfolio i oni również nas super zmotywowali hejtując tak na prawdę osoby wkraczające na rynek pracy. Byłam megaprzeszczęśliwa, że trafiłam na to szkolenie, bo wiedziałam, gdzie nie chcę pracować.

Jednak nie każdy trafia dobrze, moja znajoma dostała ofertę pracy przez 3 miesiące za darmo, następnie 3 miesiące za 2 tyś. a dopiero później porozmawiają o przedłużeniu może na najniższą krajową. Nie zgodziła się. I dobrze. Nie zgadzajmy się na coś co jest poniżej podstawowego wynagrodzenia. Jeśli kogoś nie stać na pracownika tzn., że firma ma problemy i to pracodawca powinien przemyśleć czy prowadzona jest w odpowiedni sposób.


Podsumowując, szukanie pracy jest specyficzne. Jednak praca jest. Więc warto się nie załamywać i po prostu szukać. Nie warto godzić się na niegodne warunki.
A w waszych zawodach jak aktualnie wygląda rynek pracy?
Angelika

niedziela, 3 listopada 2024

Tunezyjska Sahara- MATMATA.

 

Cześć moi mili!
Nasza Tunezyjska historia dopiero się rozkręca. Zapraszam was dzisiaj na kilka wspomnień z pierwszych chwil na Saharze. Udało nam się odwiedzić typowe Berbryjskie domostwo na Matmacie. W miejscowości Matmata są wydrążone w skałach domostwa, które są udostępnione turystom. Na południu miejscowości znajduje się tzw. Kraina ksarów – ufortyfikowane osiedla berberyjskie na szczytach wzgórz. 



Pierwszym punktem był punkt widokowy przy napisie na zwór Hollywood, Matmataa. Fajne miejsce do zdjęć. Zrobiło to na nas na prawdę świetne wrażenie. Wszędzie wzgórza, piasek i skałki. Do tego wszystko było piaskowe. W porównaniu do widoków, które nas otaczały kilka dni wcześniej to było na prawdę kosmiczne.
Muszę niestety wspomnieć o niemiłym incydencie pod punktem widokowym. Czekały tam na nas wielbłądy i ich właściciele. Chcieli nas namawiać na ich karmienie. Wiadomo każdy chce namówić na swój biznes, rozumiem. Ale głodzenie wielbłądów po to aby zaczynały płakać gdy zobaczą butelkę to już dla mnie zbyt wiele. Nie lubię gdy ktoś chce mnie złapać na emocje.