niedziela, 2 listopada 2025

Body update wiosenne!? Czy jesienne?

Cześć,
Kto czekał na kolejny post z serii body update? :D Ja niesamowicie, ponieważ wiedziałam jakie mam plany i jakich efektów się spodziewam. W ostatnim poście „Redukcja jesień 2024” opisywałam moje „przeboje” redukcyjne aż do końca roku 2024. A co się działo od stycznia? W styczni weszłam w nowy rok mega zmotywowana z super energią. Oczywiście po paru tygodniach trochę uległo to zmianie… Dlatego zdecydowałam się np. na detoks cukrowy dwukrotnie, o czym pisałam tutaj -> KLIK, a także na analizę pierwiastkową oraz celowaną suplementację. Minęło już sporo czasu od tamtego momentu i uznałam, że przyszedł czas aby podsumować te kilka miesięcy.

Po Świętach Bożego Narodzenia byłam na redukcji 1500 kcal. Dość opornie szło. Nagrywałam sobie na pamiątkę nawet mini vlogi. Coś schudłam aż do momentu jak się rozchorowałam i wpadł akurat tłusty czwartek. Niby nie zjadłam dużo ale moja motywacja mocno upadła. Myślę, że ona w ogóle zniknęła. Przez miesiąc próbowałam powrócić do zdrowego odżywiania i liczenia kcal. Dopiero wyjazd do Londynu trochę zresetował mi głowę. I tak po powrocie, od początku kwietnia zaczęłam ponowie. Waga w tym czasie oczywiście wróciła... Bo żadna dieta bez dobrego wyjścia z niskich kcal do normalnych nie ma sensu. To jest murowany efekt jojo. Niestety.

Niby motywacja wróciła ale też była dość specyficzna. Z jednej strony się poddałam. Nie miałam już ochoty na redukcję, cardio, treningi... Dlatego uznałam, że to ostatnia redukcja w najbliższym czasie i na pewno w tym roku. Dlatego postaram się mocno przypilnować co jem i ile aby nie musieć powtarzać tego procesu w kółko i w kółko. Moja waga jest oczywiście jak zaczarowana. Przez pierwsze 2-3 tygodnie diety w ogóle się zastanawia czy uraczy mnie niższą liczbą czy nie. Dodatkowo też podczas okresu nabieram wody więc ta waga często jest zakłamana i muszę patrzeć na ogólną tendencję.

Po Londynie waga była około 60.5 kg. Miesiąc później było -1 kg. Z jednej strony to i tak sukces bo w kwietniu był święta i wesele. A pamiętajmy, że alkohol też mocno szkodzi redukcji. W maju nie było wcale lepiej, co weekend 1-2 wizyty u rodziny bo prosimy na wesele, do tego osiemnastka a w czerwcu kolejne wesele i to dwudniowe. Pokus jest na prawdę bardzo dużo. A szczerze mówiąc nie da się odmówić cioci chociaż 1 kawałka ciasta. Taka jest prawda.

Kalorycznie wyszłam od mojego 0, doszłam do niskiej redukcji i zrobiłam powolne wyjście z redukcji. Tak przynajmniej planowałam... Dieta spotkała się z życiem i po redukcji nie było śladu. Trafiłam do szpitla z powodów kobiecych. Po tym pobycie moja motywacja znikneła. Miałam również okropnie stresujący czas zarówno w pracy, w zwązku z l4 oraz po pracy (wydanie naszego projektu domu). Dziennie pracowałam 8-16 a potem 17-23. Byłam wypruta. Waga powoli jechała do góry. Co dodatkowo mnie demotywowało.

Po moim pobycie w szpitalu w maju, czerwiec był serią dietetycznych niepowodzeń. A ciągłe proszenie, wesela i urodziny w tym nie pomagały. Dopiero gdzieś w połowie lipca wróciłam do siebie. Jednak wtedy zaczął się temat złożenia projektu naszego domu do urzędu więc ponownie byłam wyjęta z życia. Udało się to zrobić przed połową sierpnia... A w połowie sierpnia moja przyjaciółka miała ślub (ja byłam świadkową). Dieta odeszła w las. Nie było na to czasu. Starałam się trenować w miarę możliwości. Początek sierpnia to wyjazd do Hiszpani - przerwa od diety i treningu. Chociaż muszę napomknąć, że w Hiszpanii robiłyśmy bardzo dużo kroków. A dalsza część września? Proszę was 😉 Na koniec września to ja ledwo cokolwiek ogarniałam. O diecie nic nie pamiętałam. I tak z minimalnej wagi 57.5 wjechałam do góry. Nawet już nie pamiętam ile. Przed ślubem najwyższa waga t było jakieś 62.3 kg. Więc okropny efekt jojo.

Ostatni raz na siłowni byłam 24 września. Potem wróciłam dopiero 20 października. A co w tej przerwie? Hmm gorące przygotowania ślubne, ślub, poprawiny, ogarnianie, pakowanie, podróż poślubna, sprawy urzędowe... Działo się tak bardzo dużo. Jestem w podziwie sama dla siebie, że dałam radę. Karol również miał bardzo wiele na głowie.

I co potem? Po powrocie z podróży poślubnej, przez tydzień zdrowa dieta na oko. Później 2 tygodnie redukcji 1600-1800 kcal. Na prawdę na oko. Dość luźno do tego podeszłam bo wiedziałam co mnie potem czeka... W tym czasie zeszłam do wagi poniżej 60 kg. Było i jest to dla mnie turbo zaskoczeniem. Nie starałam się na 100% jak to było przed ślubem. Myślę, że wtedy byłam niesamowicie zestresowana czego nie czułam i dlatego nic nie szło po mojej myśli mimo katorżniczej diety i ćwiczeń. Więc te -2kg było dla mnie lekki szokiem.

A teraz co mnie czeka? Moja pierwsza w życiu masa. I z tą zapowiedzią was pozostawię do następnego postu z tej serii. Liczę, że będzie szybciej niż ten aktualny ;)

Do zobaczenia,
Angelika