Cześć,
Kolejny dzień w Londynie był dla nas równie aktywny co poprzedni. Generalnie nie mieliśmy konkretnego planu zwiedzania ale mieliśmy kilka punktów które chcieliśmy zobaczyć spacerując. Na początek wybraliśmy się metrem pod Big Bena i Pałac Westminsterski. Robią na prawdę niesamowite wrażenie. Następnie przespacerowaliśmy się wzdłuż Tamizy, przekraczając most Westminsterski i Lambeth. Dlatego też widzieliśmy Pałac Westminsterski dosłownie z każdej strony. Jak najbardziej polecam miejscówkę od strony Victoria Tower Gardens South - duża polana z pięknym widokiem na Pałac. Nikt nikomu nie zasłania, można zrobić piękne zdjęcia.
Dalej spacerowaliśmy wzdłuż Tamizy. Wpadliśmy też na piwo z
widokiem na London Eye. Mając sporo czasu mogliśmy pozwolić sobie na powolne
spacerowania i odwiedzanie okolicznych uliczek. I ak trafiliśmy np. na Somerset
House oraz St Mary le Strand Church.
Powoli kierowaliśmy się w kierunku Covent Garden. Chciałam
zobaczyć jak to się prezentuje. Powiem wam, że zawiodłam się. Nie odbiega to od
targów w naszych miastach, jakieś eko sery, biżuteria i jedzenie. A jedzenie
drogie jak nie wiem co... Już poznałam trochę ceny londyńskie ale dać 5 funktów
za ziemniaka z ognia!? A 10 za ziemniaka posypanego serem... Ponad 50 zł... Tak
nas nie pogięło xD
I znów spacerem do Katedry Św. Pawła. Niestety pogoda nas
nie rozpieszczała, zaczęło dość mocno wiać więc ucieczka od Tamizy była bardzo
przyjemna. Mimo dość wczesnej pory, dopadło nas tutaj już dość spore zmęczenie.
Zjedliśmy pierwsze lody w tym sezonie. Idąc dalej na metro udało nam się
zobaczyć również Mansion House (urząd miasta).
Stamtąd przejechaliśmy w okolicę Canary Wharf. Zastanawiałam
się czy warto to dodawać do naszego planu ale z perspektywy czasu mogę
powiedzieć, że było w 100% warto. No chyba, że ktoś nie lubi nowoczesnego
budownictwa, wtedy może tam się nie odnaleźć... Ciekawa biznesowa dzielnica,
pełna przeszklonych wieżowców, drogich samochodów i kanałów zamiast ulic.
Niestety wiatr był tutaj szczególnie dokuczliwy. Jednak dla takich zdjęć warto
było się tam wybrać! Uwielbiam wieżowce. Może kiedyś uda mi się taki zaprojektować 😉 Kto
wie.
W tej dzielnicy mieliśmy też rezerwację na kolację we
Włoskiej restauracji z ręcznie robionym makaronem. I tutaj w końcu doczekałam
się jedzenia, które było smaczne. Ja wzięłam makaron z tuńczykiem żółtopłetwym
Puttanesca z pomidorami, oliwkami i kaparami. Trochę brakło aby dać im tytuł
wybitnego posiłku ale wciąż polecam. Restauracja nazywała się Emilia's Crafted
Pasta (Canary Wharf). Karol natomiast wziął ręcznie robione ravioli z
jagnięciną karmioną trawą, pietruszką i parmezanem w lekkim sosie maślano-szałwiowym.
I to było genialne. Aż mam ochotę to odtworzyć. Do tego oczywiście wzięliśmy
sobie po drinku.
I tak minął nam kolejny dzień. Wieczorem zostawiliśmy sobie
chwilę na relaks w hotelu, chipsy, cola i serial. Idealnie ;)
Do zobaczenia.
Angelika
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz