poniedziałek, 30 czerwca 2025

Londyn II

 

Cześć,

Kolejny dzień w Londynie był dla nas równie aktywny co poprzedni. Generalnie nie mieliśmy konkretnego planu zwiedzania ale mieliśmy kilka punktów które chcieliśmy zobaczyć spacerując. Na początek wybraliśmy się metrem pod Big Bena i Pałac Westminsterski. Robią na prawdę niesamowite wrażenie. Następnie przespacerowaliśmy się wzdłuż Tamizy, przekraczając most Westminsterski i Lambeth. Dlatego też widzieliśmy Pałac Westminsterski dosłownie z każdej strony. Jak najbardziej polecam miejscówkę od strony Victoria Tower Gardens South - duża polana z pięknym widokiem na Pałac. Nikt nikomu nie zasłania, można zrobić piękne zdjęcia.





























Wróciliśmy pod Big Bena i chcieliśmy zrobić sobie zdjęcia z budką... Budki są w całym centrum ale te przy Big Benie są na tyle oblegane, że stoi kolejka minimum 30 osób. A z nas byli tacy spryciarze, że zrobiliśmy sobie zdjęcie z drugiej strony budki bo nie było widać, że z drugiej stront ktoś w ogóle stoi. Znowu wybraliśmy się do Royal Horse Guards.






Dalej spacerowaliśmy wzdłuż Tamizy. Wpadliśmy też na piwo z widokiem na London Eye. Mając sporo czasu mogliśmy pozwolić sobie na powolne spacerowania i odwiedzanie okolicznych uliczek. I ak trafiliśmy np. na Somerset House oraz St Mary le Strand Church.




Powoli kierowaliśmy się w kierunku Covent Garden. Chciałam zobaczyć jak to się prezentuje. Powiem wam, że zawiodłam się. Nie odbiega to od targów w naszych miastach, jakieś eko sery, biżuteria i jedzenie. A jedzenie drogie jak nie wiem co... Już poznałam trochę ceny londyńskie ale dać 5 funktów za ziemniaka z ognia!? A 10 za ziemniaka posypanego serem... Ponad 50 zł... Tak nas nie pogięło xD

I znów spacerem do Katedry Św. Pawła. Niestety pogoda nas nie rozpieszczała, zaczęło dość mocno wiać więc ucieczka od Tamizy była bardzo przyjemna. Mimo dość wczesnej pory, dopadło nas tutaj już dość spore zmęczenie. Zjedliśmy pierwsze lody w tym sezonie. Idąc dalej na metro udało nam się zobaczyć również Mansion House (urząd miasta).













Stamtąd przejechaliśmy w okolicę Canary Wharf. Zastanawiałam się czy warto to dodawać do naszego planu ale z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że było w 100% warto. No chyba, że ktoś nie lubi nowoczesnego budownictwa, wtedy może tam się nie odnaleźć... Ciekawa biznesowa dzielnica, pełna przeszklonych wieżowców, drogich samochodów i kanałów zamiast ulic. Niestety wiatr był tutaj szczególnie dokuczliwy. Jednak dla takich zdjęć warto było się tam wybrać! Uwielbiam wieżowce. Może kiedyś uda mi się taki zaprojektować 😉 Kto wie.






W tej dzielnicy mieliśmy też rezerwację na kolację we Włoskiej restauracji z ręcznie robionym makaronem. I tutaj w końcu doczekałam się jedzenia, które było smaczne. Ja wzięłam makaron z tuńczykiem żółtopłetwym Puttanesca z pomidorami, oliwkami i kaparami. Trochę brakło aby dać im tytuł wybitnego posiłku ale wciąż polecam. Restauracja nazywała się Emilia's Crafted Pasta (Canary Wharf). Karol natomiast wziął ręcznie robione ravioli z jagnięciną karmioną trawą, pietruszką i parmezanem w lekkim sosie maślano-szałwiowym. I to było genialne. Aż mam ochotę to odtworzyć. Do tego oczywiście wzięliśmy sobie po drinku.



I tak minął nam kolejny dzień. Wieczorem zostawiliśmy sobie chwilę na relaks w hotelu, chipsy, cola i serial. Idealnie ;)

Do zobaczenia.
Angelika

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz