niedziela, 1 sierpnia 2021

Moja historia przeprowadzek w akademikach.

Witam!
Jak wiecie w trakcie studiów mieszkam w akademiku. Zanim w nim zamieszkałam miałam bardzo wiele obaw i pytań. Mimo szukania, nie znajdywałam odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Dzisiaj mam dla was moją historię związaną z akademikami. Polecam również wrócić do postu ze zdjęciami jak takie miejsca wyglądają -> KLIK.

Nie będę rozpisywać się jak dostać się do akademika, to jest w poprzednim poście. Dziś skupię się tylko na tym jak to się stało, że byłam prawie w 4 domach studenckich.

Po dostaniu decyzji o przyjęciu, dostałam również wiadomość, że mam pojawić się tego i tego dnia (około 2/3 dni przed rozpoczęciem roku) na zakwaterowanie. Zakwaterowanie wygląda tak, że zostanie wam pokazany pokój, dostaniecie regulamin do podpisania. Jeśli to wasz nowy akademik to zapewne kierownik akademika wspomni o zapraszaniu osób z poza akademika, imprezach itp. Następnie dostajecie klucze i czas się rozpakować.

Mój pierwszy akademik był z przydziału. Teoretycznie go sobie wybrałam ale tak na prawdę nie widziałam, żadnego akademika więc strzeliłam swój wybór. Pierwszy pokój w tym akademiku miał dwa pomieszczania. Pierwszy to był aneks kuchenny z szafą a drugi to sypialnia 1.5x1.5 m dla dwóch osób. Czyli generalnie były tam tylko dwa łóżka, dwa biurka i brak miejsca. I brak lodówki ;) Pokój był strasznie mały. Do tego wszystkiego moja pierwsza współlokatorka, którą dostałam D. była bardzo niesympatyczna. Na początku oznajmiła mi, że ona tutaj nie będzie mieszkać, zapomniała przedłużyć poprzedni inny akademik. Czyli od razu dała mi do zrozumienia, że zaprzyjaźniać się nie będziemy bo na drugi dzień ona się wyprowadza. Na szczęście zdradziła mi gdzie muszę iść aby złożyć podanie o zmianę akademika. To duża pomoc dla takiego pierwszoroczniaka. Szczególnie w ten pierwszy dzień. Pamiętam, że nie mogłam spać. Byłam załamana i wstrząśnięta. Nie wyobrażałam sobie mieszkania tam kilka lat. Nie chodzi nawet o poziom wykończenia wnętrza (czy jest ładnie) itd. a sam aspekt tego jak ciasno tam było i na kogo trafiłam. 


Na drugi dzień poszłam do kierowniczki bodajże po jakiś podpis do tego ponownego złożenia. Dostałam wtedy przydział do innego akademika. Poszłam do drugiej kierowniczki, dostałam klucze i poszłam do pokoju. Chciałam przywitać się z dziewczynami i zapoznać się zanim zacznę znosić swoje rzeczy. Nie wspomniałam o tym, pokój dostałam z dwoma ukrainkami. Pokój większy ale łóżka piętro, pod spodem biurka i 1 duża szafa. Kierowniczka powiedziała mi, że jedna dziewczyna już jest a druga przyjedzie. Gdy weszłam do pokoju byłam załamana. Był tak strasznie zagracony... Wyglądał jakby już tam mieszkały 3 osoby a nie 1. Były jakieś garki i coś na wzór lodówki. Jak to zobaczyłam to uciekłam. To nie była zmiana na lepsze. Ponieważ nadal było mało miejsca jak dla jednej osoby. W dodatku w tym przypadku dwie inne osoby robią bałagan.

Czas więc na mój trzeci pokój ale pierwszy akademik. Pani z akademika w którym nadal byłam (nr. 1) zaproponowała mi inny - większy pokój wraz z współlokatorką, która była na pierwszym roku. Zgodziłam się. Odkręciłam akademik z ukrainkami i przenosiłam rzeczy do nowego pokoju. Dziewczyna była bardzo miła. Rozgadana ale nie za bardzo. Była to pierwsza osoba, która była jak dla mnie spoko w tych akademikach. Dogadywałyśmy się. Co do pokoju, był on większy. Tak więc miałam gdzie położyć makietę w formacie A1. Oczywiście ta historia również miała swój koniec. 

Najpierw był koniec z moją współlokatorką. Przed pierwszą sesją, wracając do pokoju zauważyłam, że drzwi są otwarte. W środku była współlokatorka z koleżanką. Oznajmiła mi, że koleżanka z kierunku mieszka sama w innym pokoju i się do niej przeprowadza. I cóż, straciłam współlokatorkę ;) Ale nie mam jej tego za złe. Sama zapewne też tak bym postąpiła.

Wtedy została sama. Było tak około 2 tygodni. Namawiałam swoją koleżanką z liceum aby ze mną zamieszkała. Mimo, że kłóciła się ze swoją współlokatorką nie chciała ze mną zamieszkać. Jak widać na swoich znajomych też 'można' liczyć ;) Kierowniczka przydzieliła mi inną dziewczynę z akademika. Zamieszkała ona ze mną. Ogólnie było okey. Mało mówiła. Dużo się uczyła. Potrafiła do 1 w nocy leżeć i się uczyć w ciszy o.o Co dla mnie jest dość dziwne, nie ruszać się nigdzie. No ale okey, każdy ma swoje dziwactwa.

Nastąpił okres sesji. Miałam wtedy geometrię. Ciężko było ją zaliczyć. Było sporo rysunków do wykonania. Razem z koleżanką postanowiłyśmy uczyć się razem. I tak zaczęłyśmy się odwiedzać. Jak się okazało ona mieszkała w innym akademiku w pokoju jedynce (jednoosobowym) i czuła się samotnie. Postanowiłyśmy więc zamieszkać razem. Ale, ale jak skoro ja mam współlokatorkę a ona nie ma miejsca. Zaryzykowałyśmy i obie zmieniłyśmy akademik na trzeci z kolei, licząc, że kierownik  będzie mieć podwójny pokój dla nas abyśmy mogły mieszkać razem. I wiecie co? Udało się ;D 

Tak oto się stało, że mieszkałyśmy razem. Aktualnie z racji pandemii i erasmusa ja mieszkam w swoim domu ponieważ nie wyjechałam do Grecji a w akademiku nie mam po co siedzieć. A moja współlokatorka również się wykwaterowała ponieważ jest na erasmusie w Niemczech. Do akademika wrócimy w październiku. Ja teoretycznie nie zrezygnowałam z akademika ponieważ jestem teoretycznie na wymianie. Moja koleżanka zrezygnowała wcześniej. Tak więcej teraz ja będę się ubiegać o przedłużenie a ona o przydzielenie jej tego pokoju. Mam nadzieję, że się uda.

Teoretycznie współlokator na studiach nie jest najważniejszy ale ciężko jest mieszkając z kimś kto nam nie odpowiada. Znam historie gdzie współlokatorzy się nie odzywają. Potrafią pozamiatać tylko swoją część pokoju... Do tego te moje historie. Po prostu trzeba trafić na kogoś spoko. Kto nie będzie nas irytował. Nie musi to być przyjaciel. Po prostu ktoś kto będzie miły do wspólnego zakuwania nocą ;) Warto też zwrócić uwagę na to czy jest się rannym ptaszkiem czy nocnym markiem. To na dłuższą metę również ma ogromne znaczenie.

A wy macie jakieś swoje historie na temat przeprowadzek? Opowiadajcie. Wynajem mieszkań też potrafi być kłopotliwy.

ΛΝGΞLΛ

3 komentarze:

  1. Myślę, że to bardzo przydatny post dla osób, które czeka mieszkanie w akademiku. Bardzo mi przykro, że miałaś nieprzyjemne historie, ale cieszę się, że udało Ci się zmienić warunki.
    Ja akurat studiuję zaocznie, na uczelni oddalonej o 25km od domu, więc nie musiałam się wyprowadzać.
    Zapraszam do mnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie dojazdy też zapewne są męczące ale mieszkanie w domu również sporo zaoszczędza.
      Dziękuję. Ważne, że dobrze się skończyło ;) A także, że osoby, które wybierają mieszkanie w akademiku mogą zobaczyć jak wygląda próba spotkania dobrego współlokatora a także zmiany akademików ;) Idąc na studia myślałam, że pierwszy współlokator będzie najlepszy ale jednak nie. Warto podejść do tego z dystansem.
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  2. Ze wyruszeniem wspominam moje akademikowe historie :) Najpierw byłam w Opolu na licencjacie hohoho, niemal 16 lat temu :) To było szalone jak sobie teraz przypomnę, byłam w maleńkim pokoju trzyosobowym. To były moduły, oczywiście nie zamykane, więc każdy wchodził i kradł mydło, które stało przy zlewie w ,,przejściu" do 4 pokojów, także odzwyczailiśmy się i papier toaletowy plus mydło trzymaliśmy w pokojach :D Prysznic miał tylko kotarę :D Więc każdy z zewnątrz mógł odsunąć :D Podczas dwóch lat jakie tam mieszkałam miałam 5 współlokatorek, ciągle goście. Nie było warunków do nauki, ciągle imprezy, ale miło się to wspomina po wielu latach, na pewno te warunki mnie zaharowały w życiu. Później byłam jeszcze pół roku na Erasmusie w Niemczech. Hohoooo to był akademik (który był w ramach naszego grantu, więc za niego nie płaciliśmy). Luksus. Pokój z łazienką!! Ale jaki ogromny! Wejście na dole na klucz (nie było żadnego woźnego jak w PL), ani wejściówek nic - można było normalnie nocować gości. Kuchnia na 6 pokojów (czyli 6 osób) a nie jak w Polsce na całe piętro lol. Imprezy kitchen party co tydzień na siódmym piętrze. No to były czasy, tęsknię za nimi. Jak się człowiek ustatkuje to już rutyna :)

    OdpowiedzUsuń