Witam moich miłych!
Dzisiaj jest wyjątkowy dzień. Pochwalę się dla was krótką relacją z panieńskiego mojej przyjaciółki!
Wspólnie z panną młodą zaplanowałyśmy gdzie pojedziemy i dałyśmy jej do wyboru kilka hoteli. Reszta była już dla niej tajemnicą.
Witam moich miłych!
Dzisiaj jest wyjątkowy dzień. Pochwalę się dla was krótką relacją z panieńskiego mojej przyjaciółki!
Wspólnie z panną młodą zaplanowałyśmy gdzie pojedziemy i dałyśmy jej do wyboru kilka hoteli. Reszta była już dla niej tajemnicą.
Cześć kochani!
Miło mi Was tutaj dzisiaj widzieć. Odkąd zaczęłam dużo bardziej przykładać wagę do posiłków, zaczęłam również z nimi eksperymentować. Myślę, że tortille każdy was zna. Można stworzyć z niej bardzo dużo ciekawych pomysłów na obiad, przekąskę czy danie na wynos. Dzisiaj takie danie na wynos właśnie Wam pokażę, czyli przepis na moją ulubioną tortille!
Składniki:
-tortilla
-1/3 papryki
-łyżka majonezu
-garść rukoli
-50 g piersi z kurczaka
-panier do kurczaka
Tortille smaruje majonezem. Na to kładę rukole z papryką posiekaną w drobne plasterki. W międzyczasie smażę kąski kurczaka w panierze lub też tylko gotuję go we wodzie aby uniknąć dodatkowych kalorii ze smażenia. Całość polewam resztą majonezu, która mi została. Zawijam całość. Gotową 'kanapkę' owijam folią aluminiową bądź też papierem do pieczenia aby zabrać tortille na wynos. Można dodatkowo podpiec w opiekaczu. Mi bez podpiekana smakuje. Całość można oczywiście dowolnie modyfikować pod siebie ;) Ja sama też często coś zmieniam i eksperymentuje.
Napiszcie jak smakowało!
Angelika
Cześć!
Nie opowiadam wam o każdym wyjeździe, każdym spotkaniu ale chciałam wam dodać kilka zdjęć z urodzin mojej przyjaciółki. Spędziliśmy super dzień we Warszawie i udało mi się w końcu odczarować do miasto. Tak, nie byłam jego fanką. I szczerze mówiąc byłam chyba raz w stolicy? Nie licząc oczywiście Toru Służewiec, ale zjeżdżając z trasy, nie wjeżdżaliśmy zbytnio w miasto więc faktycznie tego miasta zbytnio nie widziałam. Teraz moje zdanie trochę uległo zmianie.
Całą 5 (piątego na zdjęciu brakuje naszego fotografa Pawła, ale wiadomo ktoś robił zdjęcie) wybraliśmy się na jeden dzień do Warszawy. Zaczęliśmy od super obiadu meksykańskiego. A potem zrobiliśmy super super długi spacer po mieście. I tak doszliśmy aż do łazienek i do Pałacu na Wyspie, którego możecie podziwiać tutaj na zdjęciach. Pogoda idealnie nam dopisała. Miasto również, ponieważ z racji, że był to długi weekend to ludzi było o wiele mniej i sam ruch samochodowy był również lżejszy.
Potem poszliśmy na lody i na drinka do Charlotte. Uwielbiam Charlotte. Tym razem postawiliśmy na drink i kawy ale ogólnie uwielbiam ich francuskie śniadania, bagietki, kremy czekoladowe, dżemy... Idealnie dla mnie połączenie.
Generalnie polecam Wam taki mini wypad do innego miasta z jakiejkolwiek okazji! Zawsze to fajna odmiana, można coś zwiedzić i zjeść coś dobrego. Nie trzeba zawsze na city break lecieć za granice. Polskie miejsca są równie fajne i ciekawe ;) Fakt, czasem bez dobrej pogody nie ma co coś organizować. Polskie miasta potrzebują dobrej aury ;D Heh.
Do zobaczenia!
Angelika
Hejka!
Dzisiaj chciałbym się z Wami podzielić niezwykłym dniem, który mieliśmy przyjemność przeżyć razem z naszymi kochaną rodziną, Weroniką i Dominikiem, w dniu ich ślubu.
To był naprawdę magiczny dzień pełen emocji, radości i wzruszeń. Ceremonia odbyła się w urokliwym kościele, gdzie Weronika w pięknej sukni, która zrobiła na mnie takie wrażenie, że prawie się przewróciłam wchodząc do Kościoła... ;) weszła w ramiona Dominika, który miał w oczach iskrę miłości.
Cześć!
Zapraszam Was dzisiaj na krótką relację z Gali Derby 2025. To wyjątkowe
wydarzenie łączy sportowe emocje związane z gonitwami koni pełnej krwi
angielskiej z elegancją w stylu angielskich wyścigów i niepowtarzalną atmosferą
letniego święta.
Miałam ogromną przyjemność uczestniczyć w tym wydarzeniu
razem z moim narzeczonym. Dla nas obojga było to coś więcej niż tylko wyścigi –
to dzień pełen wrażeń, stylowych looków i pięknych tradycji.
Jednym z najbardziej wyjątkowych momentów przygotowań do
gali był proces tworzeni mojego toczka na głowę, który zrobiliśmy wspólnie z
ciocią mojego narzeczonego. Spędziliśmy razem zaledwie jedno popołudnie,
szukając inspiracji, dobierając materiały i formując jego kształt. Efekt?
Niebieski, ręcznie wykonany toczek, który możecie zobaczyć na zdjęciach –
idealnie dopełnił mój stylizowany, letni zestaw. Byłam z niego ogromnie dumna!
Na miejscu nie zabrakło klasy – panowie w garniturach i
kapeluszach, panie w sukienkach, pastelach i najróżniejszych wersjach toczków i
kapeluszy. To było prawdziwe święto elegancji i dobrego smaku.
Odbył się, jak co roku, konkurs na najciekawsze nakrycie głowy. Nie brałam udziału. Mój toczek był ładny ale nie konkursowy. Propozycje był na prawdę szalone i kreatywne. Może za rok coś stworzę na konkurs. Kto wie.
A same gonitwy? Pełne emocji i sportowej adrenaliny. To
niesamowite, jak potężne, piękne i szybkie są te konie – aż trudno oderwać
wzrok! Atmosfera na trybunach była pełna ekscytacji, śmiechu i rozmów. Pochwalę
się, Karolowi udało się obstawić zwycięzcę głównego biegu, który nie był
faworytem i 90% specjalistów na niego nie stawiało o.o
Jeśli jeszcze nigdy nie byłaś na Gali Derby, gorąco polecam!
To wydarzenie, które łączy piękno tradycji z radością bycia razem i celebracją
lata w najlepszym stylu.
A jak Wam się podoba mój niebieski toczek? 😊
Angelika
Cześć!
Lato już w pełni! Jednym z najważniejszych produktów w pielęgnacji skóry latem jest krem z filtrem SPF. Dlaczego jest tak ważny i co warto o nim wiedzieć? Zapraszam do lektury!
SPF, czyli Sun Protection Factor, to wskaźnik mierzący zdolność kremu do blokowania promieniowania UVB. Promieniowanie to jest główną przyczyną oparzeń słonecznych oraz może prowadzić do poważniejszych problemów ze skórą, takich jak przedwczesne starzenie się skóry i ryzyko nowotworów skóry, w tym raka.
Jak działa SPF?
Kremy z filtrem SPF działają poprzez odbijanie, rozpraszanie lub absorbowanie promieniowania UVB. Im wyższy jest wskaźnik SPF, tym dłużej możemy przebywać na słońcu bez ryzyka oparzeń. Należy jednak pamiętać, że żaden krem z filtrem SPF nie zapewni 100% ochrony przed szkodliwymi promieniami UVB.
Jak stosować krem z filtrem SPF?
Najważniejsze jest regularne i odpowiednie nakładanie kremu z filtrem SPF. Należy nałożyć go obficie na skórę co najmniej 15 minut przed wyjściem na słońce, a następnie regularnie powtarzać aplikację co 2 godziny oraz po kąpieli lub poceniu się.
Pamiętaj, że ochrona przed słońcem to nie tylko krem z filtrem SPF. Unikaj ekspozycji na słońce w najgorętszych godzinach dnia, noś ochronne nakrycie głowy oraz okulary przeciwsłoneczne.
Dbanie o swoją skórę latem jest kluczowe dla zachowania jej zdrowia i piękna na dłuższą metę. Wybierając odpowiedni krem z filtrem SPF oraz stosując go regularnie, możemy cieszyć się słońcem bez obaw o negatywne skutki dla naszej skóry.
Stosujecie regularnie spf? Myślę o lecie ;) Jestem świadoma, że zimą stosują go wyłącznie osoby, które mają na tym punkcie małego bzika, np. ja ;)
Do zobaczenia!
Angelika
Cześć,
Kolejny dzień w Londynie był dla nas równie aktywny co poprzedni. Generalnie nie mieliśmy konkretnego planu zwiedzania ale mieliśmy kilka punktów które chcieliśmy zobaczyć spacerując. Na początek wybraliśmy się metrem pod Big Bena i Pałac Westminsterski. Robią na prawdę niesamowite wrażenie. Następnie przespacerowaliśmy się wzdłuż Tamizy, przekraczając most Westminsterski i Lambeth. Dlatego też widzieliśmy Pałac Westminsterski dosłownie z każdej strony. Jak najbardziej polecam miejscówkę od strony Victoria Tower Gardens South - duża polana z pięknym widokiem na Pałac. Nikt nikomu nie zasłania, można zrobić piękne zdjęcia.
Cześć!
Piszę czasami o swoich różnych przemyśleniach. Nie zawsze bo
nie wszystko jest istotne aby opisywać a tym bardziej aby ktoś to czytał.
Dzisiaj jednak mam dla was story time o moim pobycie w szpitalu a właściwie o
tym co działo się po.
O ile brzmi to dość źle, nie byłam aż tak chora. W okolicach
owulacji bolał mnie jajnik. Co też było dziwne bo biorąc tabletki nie powinno
być owulacji... Trwało to już kilka dni. Poszłam do pracy, ból się nasilił i
uznałam, że wyjdę wcześniej z pracy i pojadę do ginekologa. Nie miałam też
nigdy usg więc mogłam mieć chociażby torbiele na jajniku... Pani w rejestracji
poinformowała mnie, że mojej ginekolog nie ma, może ktoś inny mnie przyjmie ale
żebym przyjechała najlepiej już i od razu na SOR. Jak ja to usłyszałam od razu
zrobiło mi się nie dobrze. Nie mogłam ustać, ręce zaczęły mi drętwieć i
zaczęłam mieć nudności. Po czasie myślę, że to był stres ale wtedy
spanikowałam. Zwolniłam się z pacy, narzeczony zabrał mnie do szpitala. Nikt
nie chciał mnie zbadać, dopiero doktor na izbie przyjęć. Zbadała i skierowała
mnie na szpital. Na szpitalu jak to często bywa, personel szczególnie “miły”.
Doktor uznał, że jest to zapalenie jajnika, ból od owulacji. Nie dostałam
żadnych przeciwbólowych bo ból już zanikał ale zostawili mnie na oddziale na
weekend. Przy wypisie pytałam się czy muszę coś jeszcze podpisać/odebrać,
usłyszałam, że nie. No dobrze. Po weekendzie w pracy dostałam informację, że l4
a ten okres nie wpłynął. Dzwoniłam na oddział, dostałam wiadomość, że wpłynie
za kilka dni pewnie. Trzeba poczekać. Ok. W czwartek (czyli prawie tydzień
później od całego zajścia), wciąż nie było zwolnienia. Znów dzwoniłam, tym
razem powiedzieli mi, że mam coś odebrać - wypis. Specjalnie zwolniłam się po
to z pracy ponad 2.5h wcześniej... Pojechałam. Przez miasto to prawie godzina
jazdy. Na miejscu czukałam pod drzwiami bo pani musiała przez telefon
porozmawiać. W tym czasie wyszedł stamtąd do domu doktor, który mnie badał.
Odebrałam wypis, pytam o L4... A pani mnie informuje, że ona tym nie zarządza
tylko doktor (ten, który wyszedł 15 min wcześniej i mogłabym o to poprosić ale
musiała rozmawiać ze znajomą) a także, że l4 przy pobycie w szpitalu nie jest
wcale oczywiste i obowiązkowe o.o Jak!? Kto nie bierze zwolnienia za pobyt w szpitalu!?
No ale powiedziałam “ok”. Powiedziała aby w piątek znowu przyjechała (+znów
opuściła pracę) lub dzwoniła. Miałam już kilka dni do odrobienia więc uznałam,
że będę dzwonić. I jeśli myślicie, że do tej pory było coś nie tak, to nie,
historia dopiero teraz ma swoje apogeum. Dzwoniłam 8 razy na oddział i do
doktora. Za drugim razem ktoś odebrał, odłożył słuchawkę i zaczął pstrykać w
klawiaturę komputera, totalnie olewając mój głos. Potem kolejne 6 nieudanych
prób o różnych porach dnia. Na sam koniec udało mi się dodzwonić! Ktoś odebrał,
przedstawiłam się, ale ktoś nie zważał na mój głos tylko kontynuował swoją
rozmowę i usłyszałam “no nawet w spokoju nie można porozmawiać”. Myślał, że
mnie odrzucił 🙂 I wtedy się poddałam i wzięłam po prostu
urlop za ten pobyt w szpitalu. Cudownie.
I tak oto przekonałam się jak służba zdrowia ma nas gdzieś.
Dosłownie. Jak wcześniej myślałam, że to przecież też są ludzie. Po co
podchodzić ze złym nastawieniem? Najlepiej podejść miło i z uprzejmością. Mocno
się myliłam. To zbyteczne.
A wy macie jakieś przyjemnie/nieprzyjemnie historia związane
z doktorami/szpitalami?
Angelika
Hejka ♥
Czy wspominałam, że rok 2025 stoi dla nas pod hasłem wesela?
W tym roku mamy cztery wesela a nasze jest piąte! Rok bardzo obfity w imprezy,
zwłaszcza, że wesela to nie jedyne wydarzenia, na które dostaliśmy zaproszenia.
Pierwsze w tym roku było wesele Natalii i Bartka. Przyznaję, było trochę daleko od nas. My mieszkamy w Łodzi a wesele było pod Krakowem ale za to z jakimi widokami się to wiązało! Niestety nie miałam wielu okazji aby zrobić jakieś zdjęcie gór. Więc najwięcej pozostanie we wspomnieniach. Góralski klimat przewijał się podczas całego wydarzenia, np. grała świetna góralska kapela w kościele. Niesamowicie spodobały mi się góralskie wersji normalnych pieśni. Pięknie! Fajnie przygrywali również podczas wręczania prezentów.
Sala była równie piękne udekorowana. Mam jedno zdjęcie! (na samym dole) Heh więcej niestety nie. Impreza a dokładnie towarzystwo, było tak fajne, że mam niewiele zdjęć z tego wydarzenia. Skupiliśmy się na tańcu i śpiewaniu. Na pamiątkę wrzucam kilka zdjęć, która wykonał fotograf młodej pary.
Cześć!
Jeśli miałabym ocenić czy warto lecieć do Tunezji, odpowiedź
brzmiała by “zależy”. Głównie od tego co chcemy tam robić. Co szczególnie
polecam? Zwiedzać Tunezję z fajną zorganizowaną wycieczką. Można oczywiście na
własną rękę ale autobus z klimą to skarb. Dzisiaj opowiem więcej o naszym
drugim już dniu na Sacharze.
Wstaliśmy o 1.30 w nocy aby zdążyć zjeść śniadanie (to cudowne, że i tak hotel zrobił dla nas tak rano posiłek) oraz na wyjazd w dalszą podróż. Tak jak wcześniej pisałam, jazdy autokarem było na prawdę dużo. Po 1-2 h trafiliśmy nad jezioro Chott el jerid. Jezioro to dużo powiedziane. Jest to dawny słony akwen, kóry wyschnął pozostawiając po sobie niesamowicie wielkie koryto wypełnione solą. Miejsca z solą, cudowne. Sól wyglądała pięknie, jak jakiś popcorn. Szkoda, że było jej tak mało... I do tego przeokromnie wiało. Nie mogłam zrobić sobie, żadnego zdjęcia ponieważ moje włosy ani myślały się uspokoić... Skończyło się ich upięciem. Czas szybko minął i jechaliśmy dalej.
Kolejnym punktem była górska Oaza. Oczywiście za dopłatą...
Co mnie wkurzyło. Ponieważ cena wycieczki była spora a potem trzeba było
jeszcze dopłacać za punkty, które są obowiązkowe... Niby można nie wziąć
udziału no ale no... Szkoda. Bądź co bądź do oazy dojechaliśmy jeepami rajdu
dakar (też płatne). Świetne wspomnienia. Zwłaszcza dla osób, które “siedziały”
w bagażniku xd Poważnie, czułam się jak jakaś koza wieziona na handel.
Dojechaliśmy do oazy. Miejsce cudowne. Piasek, góry, skały a
wśród nich drzewa i małe źródełko. Góry też był wyjątkowe. Wyglądały jakby
rzeźbiło je morze! Widać było muszelki. Palmy... Na prawdę warte zobaczenia.
Niestety na koniec spotkała nas typowa, tunezyjska, nie miła sytuacja. Jak się pewnie domyślacie, żebranie i to dzieci. Branie nas na płacz. I tak oto wróciliśmy z trzeba pomalowanymi kamieniami do domu xd Nie chcę więcej znaleźć się w takim miejscu... Mieliśmy dylemat, czy coś kupić i nakręcać wyzysk dzieci czy dać im jednak coś, aby miała ta rodzina za co żyć.
Cześć!
Spring Rollsami „zaraziła” mnie moja koleżanka. To niezwykle
ciekawa forma posiłku zwierającego dużo warzyw i mięsa. Do tego ma stosunkowo
nie dużo kalorii. Fajnie sprawdzi się na redukcji, ale nie tylko 😉 Produktem bazowym jest papier ryżowy. Uważajcie aby go nie
połamać. A co do środka? A co dusza zapragnie!
🥬 Warzywa (surowe lub
lekko blanszowane):
-Marchewka w paski
-Ogórek (z nim uważajcie, zbyt wilgotne warzywo, będzie psuć
papier ryżowy)
-Papryka (czerwona, żółta)
-Sałata rzymska, lodowa, masłowa
-Czerwona kapusta (cienko poszatkowana)
-Rzodkiewka
-Awokado (pokrojone w plasterki)
-Kiełki (np. fasoli mung, rzodkiewki)
-Szczypiorek lub dymka
🌿 Zioła:
-Świeża mięta
-Kolendra
-Tajska bazylia
-Natka pietruszki
🍤 Białko :
-Krewetki (ugotowane i przekrojone wzdłuż)
-Kurczak (gotowany, grillowany lub pieczony – pokrojony w
paski)
-Tofu (podsmażone lub marynowane)
-Łosoś wędzony lub gotowany
-paluszki rybne (polecam spróbować!)
🍜 Wypełniacz / baza:
-Makaron ryżowy (cienki– ugotowany i ostudzony)
🥣 Sosy do podania:
-Sos orzechowy (z masła orzechowego, sosu sojowego, czosnku
i limonki) (mój ulubiony!)
-Słodki sos chili
-Sos słodko kwaśny
-Sos sojowy z sezamem i imbirem
Polecam po wierzchu posypać sobie również z sezamem. Do
wilgotnego papieru ryżowego, bardzo fajnie się przykleja 😉
Moja ulubiona wersja?
Sałata, papryka, smażona pierś z kurczaka, marchewka w
plasterki i sos sojowo-orzechowy. Prosto i smacznie!
Jedliście już spring rollsy? Dajcie znać.
Angelika
Cześć!
W świecie zdrowego stylu życia i świadomego odżywiania coraz
częściej mówi się o reverse diet, czyli tzw. diecie odwrotnej. To
podejście zyskuje na popularności zwłaszcza wśród osób, które zakończyły
redukcję i chcą w mądry sposób wrócić do wyższej kaloryczności, jednocześnie minimalizując
ryzyko efektu jojo i wspierając swój metabolizm.
Ale czym właściwie jest reverse diet? Jak to działa i komu
może się przydać?
Reverse diet (dieta odwrotna) to stopniowe zwiększanie kaloryczności diety po zakończonej redukcji, zamiast natychmiastowego powrotu do dawnego poziomu kalorii. Głównym celem tego procesu jest pomoc organizmowi w adaptacji do większej podaży energii, bez gwałtownego przybierania na wadze i przeciążania układu trawiennego.
Cześć,
Jakieś dwa miesiące temu wspominałam o wyjeździe do Londynu.
Pokazywałam Wam nawet mój vision board aby zobrazować sobie jakie zdjęcia
chciałabym wykonać. Miesiąc temu, na przełomie marca i kwietnia byliśmy
odwiedzić to przeogromne miasto. Zapraszam na pierwszy post z tego wyjazdu.
Byliśmy tam zaledwie trzy dni ale całe trzy dni mieliśmy wypełnione po brzmi atrakcjami i ciekawymi miejscami. I wiecie co? Londyn jest absolutnie wary odwiedzenia. Jest wiele różnych miast ale tutaj na prawdę każdy znajdzie coś dla siebie ;) Serdecznie zapraszam!
Cześć,
Dzisiaj trochę z serii body update ale bez update 😉
Zapewne wspominałam w postach, że uwielbiam słodycze i często to mnie gubi. I
tak jest zawsze. Powiedziałabym, że jest to wręcz uzależnienie. I ostatnio było
to samo… Trzymałam dietę ale efektów brak. Zrobiłam sobie rachunek sumienia i
uznałam, że nie może mi wpadać czasem jakieś ciasteczko w pracy czy tofelek
czekolady w domu. Tofelek do tofelka i wyjdzie cała czekolada. I nagle z
deficytu robi się zero kaloryczne i efektów brak.
Aby jakoś z tym zawalczyć zrobiłam sobie wyzwanie. Bardzo
spontanicznie to zrobiłam. Rok temu udało mi się w poście bez słodyczy więc
teraz zrobiłam kolejne wyzwanie. I tak 11 lutego podjęłam się nie jedzenia
słodyczy aż do tłustego czwartku. A w tłusty czwartek pozwoliłam sobie na
smacznego pączka, którego nie wliczyłam w kalorie. Była to taka nagroda za
ponad dwa tygodnie skrupulatnego wyrzeczenia.
To było pierwsze mniejsze wyzwanie. Drugie zaczęłam od środy popielcowej aż do końca postu. Co ciekawe post ma 40 dni ale bez niedziel! I nie kończy się na Wielkanocy a na Wielkim Czwartku. Czyli mój post od słodyczy powinien trwać ponad 40 dni, od 5 marca do 19 kwietnia czyli 44 dni.
Moje założenia:
-0 ciastek/ciast/czekolady/pralinek itp.
-mogę jeść fit wersje wykonane samemu
-fit przepisy nie mogą zawierać cukru (chyba, że przepis tego wymaga ale w bardzo małej ilości)
-zamiennie mogę stosować erytrytol
-nie słodziłam i nadal nie dosładzam napoi (kawy i herbaty)
Nie ukrywam było ciężko. Pierwsze dni są szczególnie ciężkie
gdy czuje się, że czegoś brakuje, chciałoby się zjeść coś słodkiego do kawy.
Przecież to tylko jedno ciasteczko… Po paru dniach było łatwiej. I tak moje
pierwsze spontaniczne wyzwanie było efektywne, ale drugie… o tym za moment.
Marzec okazał się dla mnie bardzo ciężki pod względem diety. Po tłustym
czwartku nie mogłam wrócić do zdrowego odżywiania. Non stop pojawiały się też
jakieś pokusy. Oczywiście łapałam się na nie bo moja silna wola upadła i
praktycznie nie istniała. I tak próbowałam i próbowałam aż do wyjazdu na koniec
marca do Londynu. Myślałam, że zjem tam super posiłki czy to w Chinatown, czy w
kawiarni Cedrica Groleta, czy gdzieś na mieście… Wszędzie było rozczarowująco
średnio smacznie i okropnie drogo. Pod względem posiłków to był bardzo
rozczarowujący wyjazd.
Dopiero od kwietnia jako tako wróciłam na dobre tory. Jednak
tym razem nie ograniczałam sobie słodyczy. Co zmieści się w kalorie to jest
dozwolone. I takie podejście u mnie się sprawdza. Niestety ograniczenie
słodyczy do zera, absolutnie mi nie odpowiada i moja głowa zbyt mocno się wtedy
na tym fiksuje. Muszę szukać lepszych możliwości jak np. zamiana cukierka na
tofelka czekolady z wysoką zawartością kakao. Niestety to pierwsze wyzwanie
mnie zaślepiło… Zdrowy balans jest najważniejszy. Oczywiście widać to od razu w
efektach diety, ale o tym opowiem w kolejnym poście.
A wy spożywacie cukier i różne słodkości? Wiem, że to dość gorący temat. Ja staram się jeść z głową ale mam „ciągoty” do słodkości. Do zobaczenia!
Angelika
W te wiosenne dni życzę Wam, aby nadchodząca Wielkanoc napełniła Wasze serca radością, a domy ciepłem i miłością. Niech ten czas będzie okazją do odpoczynku, refleksji oraz spędzenia chwili w gronie najbliższych. Życzę, aby każdy moment w tym wyjątkowym czasie pełnym nadziei i wiosennej energii przyniósł spokój, harmonię i mnóstwo inspiracji do podejmowania nowych, pozytywnych wyzwań. Wielkanoc to również moment, w którym warto na nowo odkrywać radość z prostych chwil — zapach świeżych kwiatów, smak tradycyjnych potraw, śmiech dzieci przy malowaniu jajek… Niech te małe, codzienne radości staną się dla Was źródłem ogromnej satysfakcji i spełnienia! Życzę Wam zdrowia, miłości, wiosennej energii oraz pięknych chwil, które będą towarzyszyć Wam przez cały rok. Wesołego Alleluja! 🌸🐣🌿
Cześć,
Wiosna budzi się do życia! Tak bardzo się z tego cieszę. Dzisiaj wypada również Niedziela Palmowa. Zapewne większość z Was świętuje ten dzień kolorową palmą. Ja również. Niedziela Palmowa to również czas, kiedy przyroda budzi się do życia. To doskonały moment, by wyjść na spacer, poczuć zapach świeżego powietrza i zwrócić uwagę na otaczające nas zmiany. Może warto w tym dniu zaplanować coś, co odświeży naszą przestrzeń – wiosenne porządki, dekoracje czy małe zmiany, które sprawią, że poczujemy się lekko i pełni energii na nadchodzący czas.
To również doskonała okazja do zatrzymania się i zastanowienia nad własnym życiem, nad tym, co możemy w nim odnowić, co warto docenić. Wielki Tydzień to czas przygotowań do Zmartwychwstania, ale także okazja, by na chwilę zwolnić, wyciszyć się i nabrać perspektywy na nadchodzące dni.
Ja ten dzień, tak jak wyżej piszę, wykorzystuję na spacer i docenienie pięknej natury. Zapraszam na kilka kadrów z pierwszymi pączkami.
Oczywiście ten okres nie zawsze kojarzył mi się z budzącą się wiosną i radość. Najczęściej w okresie przed świętami pomagałam rodzicom sadzić folie płaskie czyli sadzenie roślin do gruntu na kolanach. I tak przez kilka dni. Było zawsze okropnie zimno, mokro, całe ciało bolało. A na koniec dnia jeszcze trzeba było się szarpać z tymi foliami i z kich przykrywaniem – „łopatowaniem”. Zdarzało się, że po takiej przyjemności byłam przeziębiona. Dopiero od kilku lat, gdy studiuję a teraz pracuję, nie pomagam w tej pracy i mam okazję bardziej cieszyć się wiosną. Coś tam pomagam wciąż rodzicom, ale bardziej sporadycznie bo po prostu mam swoją pracę i swoje obowiązki.
A wy jak wspominacie ten okres przed Wielkanocą? Macie jakieś szczególnie historie jak ja?
Do zobaczenia!
Angelika
Cześć!
Przed moim cudownym city breakem w Londynie, stworzyłam vision board wyjazdu. Chciałam trochę nakreślić kierunek wycieczki, koncepcję zdjęć oraz klimat. Finalnie, bardzo mi to pomogło w całym planowaniu. Mając takie vision board szybko wymyśliłam moje stylizacje. Miejsca, które chcieliśmy odwiedzić również ładnie się wyklarowały. Miałam dylemat np. z Notting Hill. Lubię fajne instagramowe miejsca ale gdy mają coś więcej niż kolorowe ściany. Chcę dobrego jedzenia, ciekawej historii lub architektury. Dla mnie to strata czasu odwiedzać coś wyłącznie dlatego, że większość dziewczyn tam chodzi dla zdjęć.
Na koniec zagadka. Jak myślicie, kto dostał moje vision board przy robieniu zdjęć :D? Haha. Oczywiście, że mój ukochany fotograf aby wiedział co mam na myśli ♥
Angelika
Cześć,
Dzisiaj trochę dietetycznie i trochę suplementacyjnie. Odkąd zaczęłam dietę wysoko białkową, moje jelita miały problem z przetrawieniem tego. Jadłam mało warzyw i dostarczałam mało błonnika. Po pewnym czasie przeanalizowałam swoją dietę i uznałam, że mam braki błonnika co skutkuje oczywiście problemami z wypróżnianiem. Analizując mój kalkulator kaloryczny, który ma zapiski z mojej diety nawet z kilku lat, ma także makroskładniki gdzie błonnik był zawsze poniżej połowy mojego celu.
Zaczęłam szukać rozwiązań. Znalazłam dwa produkty, które fajnie mi pomagają i chciałabym wam je polecić.
Hejka,
Aby przemycić na bloga więcej mojej codzienności, pokażę wam dzisiaj haul zakupów spożywczych. Na koniec podam wam ile zapłaciliśmy, możecie podać jakie były wasze typy cenowe. Zakupy są na około tydzień z czego np. mięso wystarczy nam na dwa tygodnie. Pochwalcie się ile wy wydaje na zakupy tygodniowe i na ile osób 😉 Muszę wspomnieć, że ja jestem na redukcji i jem 1500 kcal (przynajmniej tak było w momencie robienia tych zakupów) a Karol na masie i spożywa ponad 4000 kcal.
Ogólnie jest tego dość sporo. Nie ograniczamy się z zakupami. Staram się za to jak najmniej marnować jedzenia, wyjadać wszystko i dużo mrozić.
Jogurty, serki, sery, nabiał. Jemy tego sporo. Twarogi i jogurty naturalne to baza naszej diety do nabijania białka (oprócz kurczaka). Serki/puddingi smakowe są na momenty gdy brakuje nam czegoś słodkiego. Staram się jeść też często twarożki grani. Biorę też zawsze jakiś pitny jogurt. Idealnie sprawdza się w podróż czy jako dodatek do shake. Zawsze muszę mieć w lodówce mozzarellę light i ser w stylu feta. Świetnie nabijają białko. Karol ma oczywiście również tradycyjny ser żółty. Ja też czasem trochę jem.
Warzywa i owoce.
Pomidory i papryka to nasze ulubione warzywa. Miałam już sałatę i kapustę pekińską więc tego nie kupowałam. Widzicie tutaj również jarmuż i natkę, którą zakupiłam na soki warzywne. Na zapasie, na soki miałam również torbę jabłek. Uwielbiamy pomarańcze ale w szczególności grapefruity. Shoty z grapefruita są naprawdę świetne. Winogron – mała „rozpieszczałka”. Banany zawsze muszą być. Przyznaję się, ja jem bardzo mało owoców, np. bananów w ogóle nie jem.
Wędliny/ryby/kiełbasy.
Chcę jeść więcej ryb stąd ta makrela. Parówki były na promocji. Puszki rybne, zawsze warto mieć w szafce jako zapas. Kiełbasa jako dodatek do żurku i na inne dania dla Karola. Boczek kupujemy regularnie jako dodatek do jajecznicy i carbonary, mrożę go.
Świeże mięsa.
Pierś z kurczaka w dużej ilości- baza naszej diety. Kupuję zawsze kilka kg. Kroję je i mrożę po 400 g. Idealna ilość dla nas na jeden dzień. Mięso mielone z łopatki wieprzowej – super do tortilli. Częściej dla Karola. Ćwiarki i skrzydełka, super się sprawdzają do pieczenia w naczyniu żaroodpornym. Uwielbiam, muszę je częściej robić. Wyjątkowo wpadła teraz wątróbka dla Karola, ja nie lubię.
Mleko i inne.
Mleko standardowo do kawy i np. manny na mleku. Dla mnie 0.5% - nie, to nie jest kwestia diety. Piję takie mleko od x lat. To już kwestia przyzwyczajenia. Ocet do zalewajki, którą planuję. Przydaje się też do odkamieniania czajnika 😉 Ogórki, fajny dodatek do obiadu gdy nie mamy warzyw.
Mix wszystkiego.
Tutaj mamy dosłownie wszystko: przyprawy do surówek, wcześniej wspomniany żurek, orzechy, rodzynki, makaron udon i makaron z soczewicy, która wzięłam do testów. Ma dużo białka.
Pieczywo.
Ten temat wygląda u nas różnie. Najczęściej kupujemy chleb tostowy z mąki wieloziarnistej, chleb żytni oraz bułki. Czasam wpadają inne wypieki. Od czasu do czasu wybieramy również bardziej przetworzone pieczywo pod burgery lub hotdogi. Kupiłam również lava cake, ponieważ to mój ulubiony deser. Nie widziałam tego wcześniej. Już zrobiliśmy i wyszło genialne!
Jako bonus ze sklepu dostaliśmy sok malinowy za 1 zł. Nie pijemy takich syropów, możliwe, że oddamy go mamie.
Marchew i ziemniaki.
Dostaliśmy od mojej mamy. Ziemniaki na frytki i zalewajkę a marchew na soki i jako przekąska do chrupania.
Czy to dużo? Nawet dla mnie trochę tak. Ale był to moment kiedy pokończyło nam się mięso i wszelkie twarogi i serki. Piszę ten post tydzień później i mogę potwierdzić, że jeszcze sporo produktów mamy. Coś pomiędzy ½ a 1/3.
Podsumowując:
Sklep spożywczy 1- (większość produktów) 289 zł.
Sklep spożywczy 2- (mięsa) 108 zł.
+ ziemniaki, marchew, czosnek od mojej mamy za darmo.
Dajcie znać jak to u was wygląda. Ile wydajecie na tydzień lub miesiąc na jedzenia i na ile osób 😉 Angelika