niedziela, 6 lipca 2025

Czym jest właściwie SPF?

Cześć!
Lato już w pełni! Jednym z najważniejszych produktów w pielęgnacji skóry latem jest krem z filtrem SPF. Dlaczego jest tak ważny i co warto o nim wiedzieć? Zapraszam do lektury!

SPF, czyli Sun Protection Factor, to wskaźnik mierzący zdolność kremu do blokowania promieniowania UVB. Promieniowanie to jest główną przyczyną oparzeń słonecznych oraz może prowadzić do poważniejszych problemów ze skórą, takich jak przedwczesne starzenie się skóry i ryzyko nowotworów skóry, w tym raka.

Jak działa SPF?
Kremy z filtrem SPF działają poprzez odbijanie, rozpraszanie lub absorbowanie promieniowania UVB. Im wyższy jest wskaźnik SPF, tym dłużej możemy przebywać na słońcu bez ryzyka oparzeń. Należy jednak pamiętać, że żaden krem z filtrem SPF nie zapewni 100% ochrony przed szkodliwymi promieniami UVB.

Jak stosować krem z filtrem SPF?
Najważniejsze jest regularne i odpowiednie nakładanie kremu z filtrem SPF. Należy nałożyć go obficie na skórę co najmniej 15 minut przed wyjściem na słońce, a następnie regularnie powtarzać aplikację co 2 godziny oraz po kąpieli lub poceniu się.

Pamiętaj, że ochrona przed słońcem to nie tylko krem z filtrem SPF. Unikaj ekspozycji na słońce w najgorętszych godzinach dnia, noś ochronne nakrycie głowy oraz okulary przeciwsłoneczne.

Dbanie o swoją skórę latem jest kluczowe dla zachowania jej zdrowia i piękna na dłuższą metę. Wybierając odpowiedni krem z filtrem SPF oraz stosując go regularnie, możemy cieszyć się słońcem bez obaw o negatywne skutki dla naszej skóry.

Stosujecie regularnie spf? Myślę o lecie ;) Jestem świadoma, że zimą stosują go wyłącznie osoby, które mają na tym punkcie małego bzika, np. ja ;)

Do zobaczenia!
Angelika

poniedziałek, 30 czerwca 2025

Londyn II

 

Cześć,

Kolejny dzień w Londynie był dla nas równie aktywny co poprzedni. Generalnie nie mieliśmy konkretnego planu zwiedzania ale mieliśmy kilka punktów które chcieliśmy zobaczyć spacerując. Na początek wybraliśmy się metrem pod Big Bena i Pałac Westminsterski. Robią na prawdę niesamowite wrażenie. Następnie przespacerowaliśmy się wzdłuż Tamizy, przekraczając most Westminsterski i Lambeth. Dlatego też widzieliśmy Pałac Westminsterski dosłownie z każdej strony. Jak najbardziej polecam miejscówkę od strony Victoria Tower Gardens South - duża polana z pięknym widokiem na Pałac. Nikt nikomu nie zasłania, można zrobić piękne zdjęcia.

niedziela, 22 czerwca 2025

Story time szpital.

Cześć!
Piszę czasami o swoich różnych przemyśleniach. Nie zawsze bo nie wszystko jest istotne aby opisywać a tym bardziej aby ktoś to czytał. Dzisiaj jednak mam dla was story time o moim pobycie w szpitalu a właściwie o tym co działo się po.

O ile brzmi to dość źle, nie byłam aż tak chora. W okolicach owulacji bolał mnie jajnik. Co też było dziwne bo biorąc tabletki nie powinno być owulacji... Trwało to już kilka dni. Poszłam do pracy, ból się nasilił i uznałam, że wyjdę wcześniej z pracy i pojadę do ginekologa. Nie miałam też nigdy usg więc mogłam mieć chociażby torbiele na jajniku... Pani w rejestracji poinformowała mnie, że mojej ginekolog nie ma, może ktoś inny mnie przyjmie ale żebym przyjechała najlepiej już i od razu na SOR. Jak ja to usłyszałam od razu zrobiło mi się nie dobrze. Nie mogłam ustać, ręce zaczęły mi drętwieć i zaczęłam mieć nudności. Po czasie myślę, że to był stres ale wtedy spanikowałam. Zwolniłam się z pacy, narzeczony zabrał mnie do szpitala. Nikt nie chciał mnie zbadać, dopiero doktor na izbie przyjęć. Zbadała i skierowała mnie na szpital. Na szpitalu jak to często bywa, personel szczególnie “miły”. Doktor uznał, że jest to zapalenie jajnika, ból od owulacji. Nie dostałam żadnych przeciwbólowych bo ból już zanikał ale zostawili mnie na oddziale na weekend. Przy wypisie pytałam się czy muszę coś jeszcze podpisać/odebrać, usłyszałam, że nie. No dobrze. Po weekendzie w pracy dostałam informację, że l4 a ten okres nie wpłynął. Dzwoniłam na oddział, dostałam wiadomość, że wpłynie za kilka dni pewnie. Trzeba poczekać. Ok. W czwartek (czyli prawie tydzień później od całego zajścia), wciąż nie było zwolnienia. Znów dzwoniłam, tym razem powiedzieli mi, że mam coś odebrać - wypis. Specjalnie zwolniłam się po to z pracy ponad 2.5h wcześniej... Pojechałam. Przez miasto to prawie godzina jazdy. Na miejscu czukałam pod drzwiami bo pani musiała przez telefon porozmawiać. W tym czasie wyszedł stamtąd do domu doktor, który mnie badał. Odebrałam wypis, pytam o L4... A pani mnie informuje, że ona tym nie zarządza tylko doktor (ten, który wyszedł 15 min wcześniej i mogłabym o to poprosić ale musiała rozmawiać ze znajomą) a także, że l4 przy pobycie w szpitalu nie jest wcale oczywiste i obowiązkowe o.o Jak!? Kto nie bierze zwolnienia za pobyt w szpitalu!? No ale powiedziałam “ok”. Powiedziała aby w piątek znowu przyjechała (+znów opuściła pracę) lub dzwoniła. Miałam już kilka dni do odrobienia więc uznałam, że będę dzwonić. I jeśli myślicie, że do tej pory było coś nie tak, to nie, historia dopiero teraz ma swoje apogeum. Dzwoniłam 8 razy na oddział i do doktora. Za drugim razem ktoś odebrał, odłożył słuchawkę i zaczął pstrykać w klawiaturę komputera, totalnie olewając mój głos. Potem kolejne 6 nieudanych prób o różnych porach dnia. Na sam koniec udało mi się dodzwonić! Ktoś odebrał, przedstawiłam się, ale ktoś nie zważał na mój głos tylko kontynuował swoją rozmowę i usłyszałam “no nawet w spokoju nie można porozmawiać”. Myślał, że mnie odrzucił 🙂 I wtedy się poddałam i wzięłam po prostu urlop za ten pobyt w szpitalu. Cudownie.

I tak oto przekonałam się jak służba zdrowia ma nas gdzieś. Dosłownie. Jak wcześniej myślałam, że to przecież też są ludzie. Po co podchodzić ze złym nastawieniem? Najlepiej podejść miło i z uprzejmością. Mocno się myliłam. To zbyteczne.

A wy macie jakieś przyjemnie/nieprzyjemnie historia związane z doktorami/szpitalami?

Angelika

niedziela, 15 czerwca 2025

Wesele Natalii i Bartka ♥


Hejka ♥
Czy wspominałam, że rok 2025 stoi dla nas pod hasłem wesela? W tym roku mamy cztery wesela a nasze jest piąte! Rok bardzo obfity w imprezy, zwłaszcza, że wesela to nie jedyne wydarzenia, na które dostaliśmy zaproszenia.

Pierwsze w tym roku było wesele Natalii i Bartka. Przyznaję, było trochę daleko od nas. My mieszkamy  w Łodzi a wesele było pod Krakowem ale za to z jakimi widokami się to wiązało! Niestety nie miałam wielu okazji aby zrobić jakieś zdjęcie gór. Więc najwięcej pozostanie we wspomnieniach. Góralski klimat przewijał się podczas całego wydarzenia, np. grała świetna góralska kapela w kościele. Niesamowicie spodobały mi się góralskie wersji normalnych pieśni. Pięknie! Fajnie przygrywali również podczas wręczania prezentów.

Sala była równie piękne udekorowana. Mam jedno zdjęcie! (na samym dole) Heh więcej niestety nie. Impreza a dokładnie towarzystwo, było tak fajne, że mam niewiele zdjęć z tego wydarzenia. Skupiliśmy się na tańcu i śpiewaniu. Na pamiątkę wrzucam kilka zdjęć, która wykonał fotograf młodej pary.

niedziela, 8 czerwca 2025

Recenzja trzech kremów SPF od Bielendy.

Cześć!
Z racji, że jestem tegoroczną panną młodą mam wiele spraw na głowie. Jest to między innymi ładny wygląd cery a także skóry na całym ciele. Mam u namyśli równomierną opaleniznę. Nie musi być duża, może jej nawet prawie nie być... ale nie ma nic gorszego niż odkryte ramiona, która ukazują 3-4 rodzaje koszulek, które odcisnęły nam ślady od słońca. To samo tyczy się cery. Pod makijaż musi być ona w dobrej kondycji, bez wyprysków i bez opryszczki. Tego ostatniego obawiam się najbardziej, bo niestety mam do tego skłonność. 
Dlatego też w tym roku moja dbałość o SPF jest na najwyższym poziomie. Mam delikatnie ułatwioną sprawę, ponieważ mam pacę biurową więc moja skóra nie widzi dużo słońca. Ale... Pamiętajmy, że nawet jednorazowe spotkanie ze słońcem np. na kajakach, może mocno naszą skórę spalić. Jak już wiecie z mojego haulu kosmetycznego ze stycznia, kupiłam kilka kremów z SPF. Dbanie o cerę to oczywiście nie tylko SPF. Stosuję też inne preparaty, ale to na kremach SPF się dzisiaj skupimy. Mając kilka propozycji, uznałam, że zrobię małe porównanie tych kemów. Szczególnie, że są one w przystępnych cenach. Jesteście ciekawi czy któryś jest lepszy od żelu z Holiki?


Pierwszym produktem, który testowałam był Bielenda Professional SupremeLAB Nawadniająco-Liftingujący Krem do Twarzy z Kwasem Hialuronowym SPF15 50 ml. Liczyłam, że będzie to fajny krem na dzień na zimę. Lekka ochrona idealna na zimowy brak słońca. Nie podważam jego właściwości ochronnych ale sama formuła nie jest moją ulubioną. Jest dość tłusty i chwilę mi zajmuje ładne wpracowanie go w twarz. Na początku jest lekko biały, po chwili to znika. Formuła jest delikatnie tłusta. Moja ocena: Jest ok ale więcej nie kupię.
Cena 25-30 zł.


Bielenda Protective Face Cream, krem ochronny wysoka ochrona AVA&AVB, SPF 50. Trochę bieli ale po kilku chwilach ten efekt jest mniejszy. Mógłby być bardziej plastyczny na twarzy. Nie ma żadnego szczególnego zapachu więc to spory plus. Dobry krem. Nie wyrzucę go ale na pewno nie jest jakiś niesamowity do którego będę wracać po x razy.
Cena 35-50 zł. 

Bielenda Supremelab krem satynowy 50 SPF. (na zdjęciu powyżej, tej po prawo) Satynowa konsystencja przypadła mi do gustu. Na lato mógłby być ciut lżejszy chociaż po chwili dość dobrze się wchłania i nie czuć go na skórze. Ma przyjemny, delikatny zapach. Nie bieli. Z tych trzech jest on moim faworytem i chętnie kupię go ponownie.
Cena 30-40 zł w zależności od strony/sklepu. 

Podsumowując, w tym roku nie odkryłam żadnego odkrycia. Pierwszy niebieski krem, nie polecam. W dodatku ma niską ochronę SPF. Drugi jest zadowalający a trzeci jest dobry. 
A wy polecacie jakiś SPF? Szczególnie szukam lekkiej konsystencji, najlepiej żelowej.
Do zobaczenia,
Angelika

wtorek, 3 czerwca 2025

Wschód słońca na Saharze

Cześć!
Jeśli miałabym ocenić czy warto lecieć do Tunezji, odpowiedź brzmiała by “zależy”. Głównie od tego co chcemy tam robić. Co szczególnie polecam? Zwiedzać Tunezję z fajną zorganizowaną wycieczką. Można oczywiście na własną rękę ale autobus z klimą to skarb. Dzisiaj opowiem więcej o naszym drugim już dniu na Sacharze.

Wstaliśmy o 1.30 w nocy aby zdążyć zjeść śniadanie (to cudowne, że i tak hotel zrobił dla nas tak rano posiłek) oraz na wyjazd w dalszą podróż. Tak jak wcześniej pisałam, jazdy autokarem było na prawdę dużo. Po 1-2 h trafiliśmy nad jezioro Chott el jerid. Jezioro to dużo powiedziane. Jest to dawny słony akwen, kóry wyschnął pozostawiając po sobie niesamowicie wielkie koryto wypełnione solą. Miejsca z solą, cudowne. Sól wyglądała pięknie, jak jakiś popcorn. Szkoda, że było jej tak mało... I do tego przeokromnie wiało. Nie mogłam zrobić sobie, żadnego zdjęcia ponieważ moje włosy ani myślały się uspokoić... Skończyło się ich upięciem. Czas szybko minął i jechaliśmy dalej.





Kolejnym punktem była górska Oaza. Oczywiście za dopłatą... Co mnie wkurzyło. Ponieważ cena wycieczki była spora a potem trzeba było jeszcze dopłacać za punkty, które są obowiązkowe... Niby można nie wziąć udziału no ale no... Szkoda. Bądź co bądź do oazy dojechaliśmy jeepami rajdu dakar (też płatne). Świetne wspomnienia. Zwłaszcza dla osób, które “siedziały” w bagażniku xd Poważnie, czułam się jak jakaś koza wieziona na handel.

Dojechaliśmy do oazy. Miejsce cudowne. Piasek, góry, skały a wśród nich drzewa i małe źródełko. Góry też był wyjątkowe. Wyglądały jakby rzeźbiło je morze! Widać było muszelki. Palmy... Na prawdę warte zobaczenia.

Niestety na koniec spotkała nas typowa, tunezyjska, nie miła sytuacja. Jak się pewnie domyślacie, żebranie i to dzieci. Branie nas na płacz. I tak oto wróciliśmy z trzeba pomalowanymi kamieniami do domu xd Nie chcę więcej znaleźć się w takim miejscu... Mieliśmy dylemat, czy coś kupić i nakręcać wyzysk dzieci czy dać im jednak coś, aby miała ta rodzina za co żyć.